Opisywana kiedyś Calibra LTS jest jak potwór w tanim horrorze - już wszyscy myśleli, że zginęła na złomowisku, a jednak ona powraca i straszy znów: link.
A skoro już o tuningu mowa, to czas na małe przemyślenia:
Co jakiś czas trafiam na spotkania niektórych klubów samochodowych. Atmosfera jest zazwyczaj przyjemna, można poznać sporo fajnych ludzi. Do tego wspomniane kluby są też dobrym źródłem pilotów rajdowych. Ale niemal na każdym spotkaniu pojawia się temat co kto zamontował nowego w swoim pojeździe. Owszem, w przypadku zmian mających bezpośredni wpływ na zachowanie auta słucham zawsze z ciekawością. W końcu warto wiedzieć, czy dany model opon nadaje się do jazdy, czy może lepiej omijać go szerokim łukiem. Tak samo w przypadku modyfikacji silników, zawieszenia, hamulców itd. Choć takie tematy padają rzadko. Najczęściej poruszany jest temat akcesoriów samochodowych. Rzeczy, które nie mają totalnie wpływu na osiągi auta (no, chyba, że ktoś ich na prawdę dużo zamontuje i zwiększy masę samochodu), a które mają je w jakiś sposób ulepszyć. Zawsze mi się zdawało, że jak auto ma klimatyzację i radio, to już nie ma co ulepszać. A jednak jest.
Po latach, w których wszyscy lepili ze szpachli coraz bardziej fantazyjne spojlery i dokładki, nadszedł czas na tzw. OEM+. Czyli robimy wszystko tak, by wyglądało jakby auto wyjechało w takim stanie z fabryki. Jak z każdą motoryzacyjną modą, zaczęło się sensownie, a potem zaczęto przekraczać granice absurdu. Można podejrzewać, że niedługo będzie to wszystko wyśmiewane. Już tłumaczę, o co chodzi.
Nadwozie musi mieć pakiet dodatkowych listew i dokładek do zderzaków. Kilka razy usłyszałem, ze powinienem taki zamontować do swojej Hondy. Na moje nieśmiałe pytanie: po co? Odpowiedź brzmiała: to dużo lepiej wygląda. Kawałek plastiku pod zderzakiem ma niby totalnie zmienić wygląd mojego auta na lepszy i wszyscy będą się nim zachwycać. To nic, że dla osób, które nie posiadają takiego modelu auta będzie on prawie niewidoczny. A ja przypomnę sobie o nim tylko wtedy, gdy urwę go na jakimś krawężniku. Powinienem zamontować i tyle.
Następnym tematem zazwyczaj są felgi. Czemu takie małe? Szesnastocalowe przecież. Słyszę, że powinno być z osiemnaście cali. Po co? No bo to tak fajnie wygląda. Na moją delikatną sugestię, że każde koło będzie wtedy więcej ważyć, zwiększy się masa nieresorowana, pogorszą osiągi itd. zazwyczaj otrzymuję w odpowiedzi spojrzenie w stylu "no ale jak to będzie wyglądać!"
Ale potem przechodzimy do wnętrza. I tutaj zaczyna się pole do popisu. Akcesoryjne dźwignie zmiany biegów, hamulca ręcznego, nakładki na pedały, nakładki na progi, dywaniki, dodatkowe nagłośnienie, radio z MP3, MP4, MP18, bluetooth, greenear, podłączeniem do ipoda, iphona, USB i maszyny do szycia. I więcej głośników. I podświetlenie WSZYSTKIEGO. Na przykład progów. I przestrzeni na nogi kierowcy i pasażera. Na wypadek jakby któryś z nich nie mógł po ciemku nóg znaleźć. Do tego specjalne zapachy do auta. Tak, do lansu nie wystarczy już choinka pod lusterkiem. teraz są specjalne, koneserskie zapachy. Śmierdzą tak samo, jak inne, ale kosztują trzy razy więcej.
Każdy detal w aucie należy przerobić na taki od najbogatszej wersji. Podobno to podkreśla indywidualizm. No fakt, rzeczywiście wyróżnia się na tle innych aut. Szczególnie na tle najbogatszych wersji danego modelu.
Do tego obsesja malowania. Zaciski hamulcowe na jakiś jaskrawy kolor, a listwy ochronne w kolor nadwozia. Dzięki czemu z elementu mającego chronić przed zarysowaniami robi się element, który może się zarysować.
I oczywiście oblepianie emblematami. Osobiście znam człowieka, który w swojej Maździe 3 zrobił wielkie napisy MAZDA we wnękach tylnych drzwi (tuż powyżej progów). Na wypadek, jakby ktoś z pasażerów zapomniał, do czego wsiada.
Dochodzi do tego, że z auta robi się obiekt kultu posiadania. Nieważne, jak jeździ. Ważne ile ma gadżetów. Gadżetów, które mogą służyć co najwyżej do pochwalenia się na zlocie. Bo po pierwszych kilku dniach posiadania już się o nich zapomina. W końcu jak pamiętać o czymś, co nie ma zupełnie wpływu na zachowanie auta? Ot jest, błyszczy i tyle.
I najlepsze jest to, ze jak się weźmie katalog akcesoriów dowolnej marki i zsumuje cenę za występujące w nim pozycje, to wychodzi całkiem pokaźna suma. Taka, która wystarczyłaby na dobre zawieszenie, bądź przynajmniej komplet porządnych opon. No ale to nie świeci, więc się nie liczy.
Choć z drugiej strony... Kilka dodatków na pewno nie zaszkodzi, czasami może nawet wyglądać dobrze. Problem jest, jak zwykle, w przypadkach przesadzonych. A i tak lepsze dorzucanie świecidełek, niż magnetyzerów.
Choć z drugiej strony... Kilka dodatków na pewno nie zaszkodzi, czasami może nawet wyglądać dobrze. Problem jest, jak zwykle, w przypadkach przesadzonych. A i tak lepsze dorzucanie świecidełek, niż magnetyzerów.