środa, 11 grudnia 2019

Test wycieczkowy: Rio na Wyspach Kanaryjskich

Za oknem zimno, brzydko... Opel sprzedany, poszukiwania następcy idą ciężko. Trzeba więc wrócić pamięcią do przyjemniejszych rzeczy. Czas na kolejny kanaryjski wpis. Miał być wcześniej, ale jakoś nie było kiedy się do niego zabrać. No to jest teraz.

Będąc na Fuerteventurze (poprzedni wpis z tej wyspy tutaj), postanowiliśmy wraz z moją narzeczoną (obecnie już żoną) wynająć auto na jeden dzień by zrobić sobie wycieczkę objazdową po wyspie. Co stanowi doskonałą okazję do zrobienia testu owego samochodu na blogu. A i przy okazji opisania paru ciekawostek na temat miejsca, w którym jeździło.

Gdy zapytano nas w wypożyczalni jakie auto chcemy, odpowiedź oczywiście brzmiała "małe i tanie". Spodziewaliśmy się więc, że dostaniemy coś z najmniejszej klasy aut. Te jednak akurat się skończyły, więc zamiast Kii Picanto, otrzymaliśmy model Rio trzeciej generacji. Cena bez zmian, więc była to zdecydowanie przyjemna niespodzianka. A do tego możemy teraz mówić, że byliśmy w tym roku zarówno na Wyspach Kanaryjskich jak i w Rio. Auto okazało się też być żółte. A że miało to być pierwotnie Picanto, przez cały dzień mówiliśmy na to auto "Pikachu".

Kluczyki odebrane, auto stoi pod hotelem, czas przejść się po rzeczy potrzebne w podróży i ruszać w drogę. Z Caleta del Fuste pojechaliśmy na północ, do parku narodowego w Corralejo, znanego z pięknej plaży i wydm. Pierwsze wrażenie co do auta - jest wystarczająco dużo miejsca, pozycja za kierownicą wygodna. Sama kierownica dobrze leży w dłoniach. Na plus szeroki zakres regulacji - bez problemu znalazłem wygodną dla siebie pozycję. Drobiazgi potrzebne na podróż bez problemu zaś zmieściły się w bagażniku.

Pierwsze kilometry po Fuerteventurze upłynęły spokojnie - dwupasmowa, równa droga na północ wyspy. Widoczność dobra, wszyscy jadą w miarę przepisowo (90-100 km/h), oznakowanie drogi czytelne, bez natłoku znaków co chwila jak w Polsce. Pełen relaks. Czterocylindrowe 1.2 w "naszej" Kii sprawdzało sie przy takiej jeździe świetnie - dźwięk nie był natarczywy, wyprzedzać nie było potrzeby więc i mocy wystarczyło w zupełności. A do tego wskaźnik chwilowego spalania dawal nadzieję, że konieczne przy oddawaniu auta tankowanie do pełna nie zaboli mocno portfela.

Droga pod koniec zrobiła się jednopasmowa, a widoki zaczęły pięknieć. Dotarliśmy więc do wydm w Corralejo. Na niemal całej długości drogi parking, miejsc wystarczająco dla wszystkich, zjeżdżamy i oglądamy. Mnóstwo piasku, trochę skał na brzegu i ocean. Niby tylko trzy rzeczy, a pięknie.





Wydmy obejrzane, czas pojechać kawałek dalej do miasteczka Corralejo. Generalnie nic tam ciekawego nie ma. Kilka pomników, centrum handlowe i opuszczony mały ogród botaniczny. Którego jedyną zaletą jest niezły widok na jeden z wygasłych wulkanów oraz wrastającą Toyotę Corollę (obok Jeepa):



Po zjedzeniu obiadu udaliśmy się więc do El Cotillo - małej wioski rybackiej, położonej na płnocnym zachodzie wyspy, w której podobno jest piękna plaża. Jak się okazało, nie tylko.

Drogi nadal przyjemne, Rio radzi sobie bez problemu. I tuż przed samym El Cotillo, zobaczyliśmy drogowskaz: Faro del Toston. A to co? Postanowiliśmy więc sprawdzić. Podążaliśmy więc zgodnie z kolejnymi tabliczkami wskazującymi kierunek do tej atrakcji. Plus dla Hiszpanów za dobre oznaczenie. Droga zrobiła się nieco kręta, można więc było stwierdzić, że układ kierowniczy Rio nie pozostawia wiele do życzenia jak na tą klasę auta. Może nie jest rewelacyjnie, ale i tak lepiej niż w Astrze F którą się do niedawna ścigałem. Więc wystarczy.

Atrakcją zaś okazała się latarnia morska. I przepiękny teren wokół niej:




Widoczki obejrzane, zdjęcia zrobione, pora ruszyć do samego El Cotillo, popływać i spędzić nieco czasu na plaży. Przy plaży niestety brak miejsca by się przebrać w strój kąpielowy. Trzeba było więc odjechać nieco na ubocze, położyć ręczniki na tylna kanapę i jako przebieralni użyć auta. Co pozwoliło stwierdzić, że miejsca w środku jest absolutnie wystarczająco.



Samo wnętrze jest wykonane po prostu poprawnie. Materiały nie za tanie, ale i nie za drogie. Nic nie trzeszczy. Wskaźniki są czytelne, schowki wystarczające. Ale mniej więcej 5 minut po tym jak się wysiadło z auta, ciężko sobie przypomnieć jak to wnętrze wyglądało.



Jest tylko jedna wada. Panel regulacji nawiewów i klimatyzacji. Jest on wybitnie nieintuicyjny. Wyłączenie klimatyzacji i włączenie samego nawiewu wymaga jakichś dziwacznych kombinacji. Nie udało nam się odgadnąć jak to zrobić, a próbowaliśmy dużo czasu. W żadnym aucie, jakim dotąd jeździłem nie miałem takich problemów. Oprócz Kii Cee'd trzeciej generacji oczywiście, gdzie było to tak samo rozwiązane. Nie wiem po co to tak komplikować. No ale pogoda była taka, że klimatyacja i tak się przydawała.

Sama plaża w El Cotillo za to nie zawiodła - bardzo fajne miejsce, zdecydowanie warto odwiedzić. I do tego jest też spory parking.





A propos parkingów: dla Kii zaś należy się plus za dobrą widoczność w każdym kierunku, duże lusterka i łatwość manewrowania - ani razu podczas całej wycieczki nie miałem problemu z parkowaniem.

Oprócz plaży warto też zobaczyć samo El Cotillo, na którego obrzeżach jest kilka ciekawych pozostałości historycznych i fajne widoki:



El Cotillo zwiedzone, ale nie byliśmy jeszcze na południu wyspy, w Morro Jable. Mapa pokazuje, że też tam jest ładnie. A przy okazji moglibyśmy przejechać właściwie całą wyspę. Pora trochę późna, ale spróbujmy. 

Trasa obejmowała sporo górzystego terenu, który okazał się niezbyt lubiany przez nasze Rio. Silnik 1.2 jest owszem, prosty, oszczędny i ponoć bezawaryjny, natomiast podjazdy w górach już go dość męczą. Nie, że się nie da gdzieś wjechać. Ale niestety trzeba zredukować bieg i nieco pohałasować, jeśli chce się to zrobić w rozsądnym tempie.



Na szczęście mamy do czynienia z silnikiem czterocylindrowym, więc jest to łatwiejsze do zniesienia akustycznie od choćby 1.0 R3 w testowanym jakiś czas temu Civiku X

Skrzynia biegów zaś nie porażała precyzją, ale miałą całkiem dobrze dobrane przełożenia.

Przy okazji wyszło coś jeszcze - klocki hamulcowe z tyłu musiały nie być dawno wymieniane. Każdemu mocniejszemu hamowaniu towarzyszyły sugerujące to odgłosy. Co sprawiło, że zjazdy z górki również nie należały do przyjemnych. Ogólnie hamulce nie zrobiły na mnie dobrego wrażenia i miałem wrażenie, że nawet po wymianie klocków nie byłoby wiele lepiej. Zawieszenie za to zachowywało się poprawnie, nawet na krętych odcinkach. Wiadomo, samochód sportowy to nie jest, ale szybsze pokonywanie zakrętów nie przerażało za mocno.




Z resztą, podróżując po takich drogach jak wewnątrz Fuerteventury, chyba w kazdym aucie jest przyjemnie.

Do Morro Jable dotarliśmy niestety późno. I to mimo, ze końcowy odcinek pokonywaliśmy drogą szybkiego ruchu. Na której Rio nie było zawalidrogą i nie musiało się ciągle trzymać prawego pasa. Czasu wystarczyło więc jednak na podziwianie widoków zza szyby samochodu. A szkoda, bo miejsce wydało się również interesujące.





Dotarliśmy więc na miejsce i zawróciliśmy z powrotem do Caleta del Fuste. Ogólnie podczas naszej wycieczki pokonaliśmy niecałe 250 km. Zawsze twierdzę, że zużycie paliwa jest nieistotne, ale dla ciekawskich postanowiłem jednak je policzyć i wyszło mi, że na tym dystansie Kia potrzebowała średnio 5,8 litra benzyny na 100 km. Co chyba nie jest złym wynikiem, biorąc pod uwagę, że ecodriving jest mi obcy, a część trasy prowadziła przez górzyste tereny. A przy okazji: paliwo na Fuerteventurze jest tańsze niż w Polsce.


Ogólnie auto zrobiło na mnie pozytywne wrażenie. I to mimo, ze pod koniec trasy czułem już lekki ból pleców. Ale pamiętajmy, że to tani samochód segmentu B, a nie limuzyna do pokonywania dużych dystansów. A jak widać nawet na wycieczki, Kia Rio nadaje się w zupełności. Moim zdaniem jeśli ktoś potrzebuję taniego, praktycznego auta, które pozwoli na bezproblemową eksploatację, oraz nie zamierza jeździć zbyt dynamicznie to z Rio III będzie zadowolony.

Mimo, że osobiście preferuję zdecydowanie inne auta, trochę szkoda mi było oddawać kluczyk do "Pikachu". Co chyba powinno stanowić jakąś rekomendację. 




Plusy:

-dużo miejsca w niedużym nadwoziu
-praktyczność
-cztery cylindry
-prosta technika dająca nadzieję na bezproblemową eksploatację


Minusy
-nieintuicyjna obsługa nawiewów i klimatyzacji
-układ hamulcowy (choć to może przez zużycie w tym konkretnym egzemplarzu)






Facebook

AUTOBEZSENSOWY MAIL



Archiwum