czwartek, 15 października 2020

Handlowy Hit: Polski NASCAR

EDIT 2023 Wygląda na to, ze auto jest jednak prawdziwym autem NASCAR, a nie jak wynikło z tego wpisu, składakiem treningowym. Powstaje właśnie nowy wpis, wyjaśniający czym ten pojazd na prawdę jest. Także poniższy wpis pozostanie na blogu jako ciekawostka mająca na celu porównanie moich domysłów ze stanem faktycznym, który mam nadzieję niedługo zostanie opisany na blogu


Na polskich portalach ogłoszeniowych pojawiają się czasem takie rzeczy, że serio można uwierzyć w powiedzenie, że w naszym kraju istnieje każdy egzemplarz każdego wyprodukowanego auta. I dziś od kolegi dostałem link do jednej z takich ofert. 

W pierwszej chwili zacząłem liczyć, czy mogę sobie na ten pojazd pozwolić - jak wiedzą czytelnicy tego bloga, jestem wielkim fanem NASCAR. W drugiej zacząłem się zastanawiać, na co mi auto stworzone do ścigania w tej serii, skoro nie bardzo miałbym co z nim zrobić. Mimo że te samochody ścigają sie także po torach drogowych, to jednak zostały przede wszystkim stworzone do jazdy po owalach. Których w Polsce nie ma. A w trzeciej zacząłem się temu samochodowi przyglądać bliżej. I coś mi się zaczęło nie zgadzać.

Przede wszystkim: malowanie. Samochód ma numer startowy mocno z tyłu nadwozia - w autach NASCAR wymagane jest by było on mniej więcej w środku długości. Do tego ma w kilku miejscach logo NASCAR Nextel Cup - tak nazywała się główna seria tych wyścigów w latach 2004-2016. W żadnym z tych sezonów nie startował samochód z takim malowaniem i sponsorem.

Jakby tego było mało, naklejki imitujące przednie i tylne reflektory (w NASCAR nie stosuje się lamp - każde auto ma tylko nalepki), ewidentnie mają imitować te z Forda Mustanga. Tak wygląda Ford Mustang jeżdżący w NASCAR:


A tak pojazd z ogłoszenia:

Jak widać kształt jest zupełnie inny. Ale OK, sprzedający pisze, że samochod zbudowano w roku 2006, a w 2019 odnowiono. Co więc jeździło w NASCAR w 2006 roku? Ford Fusion. Tak wyglądał:

I to by się już zgadzało - pasuje prostokątny wlot powietrza, pasuje kształt okien. Dodge i Chevrolet jeżdżące w tamtych latach znacząco sie różniły tymi elementami. Czyli co? Fusion przemalowany na Mustanga? Najwidoczniej, ale pojawia się kolejny problem. Sprzedający pisze, ze auto zostało zbudowane w firmie Petty Enterprises. Takie logo widnieje też na spodzie samochodu:

Tylko, że Petty Enterprises (swoją drogą bardzo znany, i jeden z najstarszych zespołów NASCAR) w tamtych latach współpracowało wyłacznie z Dodge. A kształt opisywanego pojazdu nijak się ma do kształtu nadwozia auta tej marki.


Jak widac rózni się przedni zderzak, brakuje wlotu między "lampami" oraz inny jest kształt tylnej bocznej szyby. 

Alternatywnie może to być nadwozie Dodge'a z 2003 roku. Wygląda również dość podobnie:


Czyli mamy nadwozie Forda (lub starsze Dodge'a z 2003) z podwoziem z firmy budującej wyścigowe Dodge. A co jest pod maską? Pod maską mamy to:

Nie przypomina to silnika z auta NASCAR, który wygląda tak (na przykładzie Chevroleta):

Bardzo natomiast przypomina silnik LS1 koncernu General Motors, który znajdziemy m.in. w Corvette czy Camaro:


Za tym, że jest to po prostu LS1 przemawia także podana w ogłoszeniu pojemność skokowa 5,7 litra. Czyli tyle ile silnik GM. Auta NASCAR mają zaś wymaganą regulaminem pojemność 5,8 litra.

Nadwozie Forda albo starszego Dodge, podwozie prawdopodobnie Dodge'a, silnik Chevroleta. Brzmi jak przegląd wszystkich marek NASCAR z 2006 roku. Czy coś jeszcze się nie zgadza? No jest np. fotel pasażera. Ale to w sumie drobiazg - owszem, w autach ścigających się w NASCAR jest tylko fotel kierowcy. Ale w pojazdach używanych do pokazów czy szkoleń już można się spotkać z wersjami dwuosobowymi. I prawdopodobnie z czymś takim mamy tu do czynienia.

Nie jest to więc samochód wyścigowy NASCAR a raczej coś co zostało zbudowane jako auto treningowe/pokazowe z tego co akurat było pod ręką. Czyli podwozie moze faktycznie być zrobione przez Petty Enterprises, do niego dorzucono nadwozie jakie akurat było dostępne i do tego silnik LS1 - popularny i tani w obsłudze (w porównaniu do wyczynowego silnika NASCAR). 

Czy ten samochód warto kupić? Nie wiem. Ogólnie to w Polsce posiadanie auta NASCAR jest absolutnie bez sensu i tak. Wiec co za różnica, czy jest to faktyczny samochód wyścigowy, czy tylko składak treningowy? Pytanie tylko czy taki składak jest wart 190 tysięcy PLN. To też trudno ocenić, ale można spojrzeć ile kosztuje prawdziwe auto NASCAR. Samochód z najwyżej serii, którym w 2013 roku ścigał się Kevin Harvick jest wystawiony za 75 000 USD. Czyli 291 810 PLN. Ogłoszenie można zobaczyć tutaj


Oczywiście do ceny należy wtedy doliczyć koszty transportu do Polski.  Więc realnie wyjdzie znacząco więcej niż w przypadku opisywanego dziś pojazdu. W jednym i drugim przypadku, nie będzie za bardzo jak wykorzystać możliwości tego samochodu na naszych torach. Choć i bez tego trzeba przyznać, że wizja jazdy prawdziwym samochodem NASCAR podczas jakiegoś trackday jest dość intrygująca. Choć bezsensowna - w końcu to Autobezsens.

Zaś co do polskich akcentów w NASCAR to polecam ten wpis. Zaś jeśli zainteresowała Was ta seria wyscigowa, to na Autobezsensie znajdziecie jeszcze nieco więcej wiedzy o niej. Pod tym linkiem.

Zdjęcie z gratem bez związku z tematem

Najpopularniejsze auto do wożenia taniego paliwa zza wschodniej granicy chyba już nie ruszy w kolejny kurs:




poniedziałek, 5 października 2020

Motohistoria: Conan the Corvette

Amerykańskie coupe kojarzy się większości osób z silnikiem V8. Oczywiście w najmocniejszych wersjach. Nie znaczy to jednak, że producenci z USA nie próbowali nigdy zwiększyć ilości cylindrów pod maską swoich aut. Najbardziej znanym przykładem takich działań jest Dodge Viper ze swoim V10. Czytelnicy Autobezsensu mogą też pamiętać prototyp Forda Mustanga z takim samym układem cylindrów, który był tu kiedyś opisany. A Chevrolet?

Panowie z GM widzieli co się działo gdy Dodge zaprezentował Vipera. Zamówienia na tamto auto spływały jeszcze zanim w ogóle zdecydowano się wprowadzić je do produkcji. Oznaczalo to tylko jedno: status Corvette jako najlepszego amerykańskiego auta sportowego stał się mocno zagrożony. Obecna wtedy na rynku generacja C4 miała w prawdzie silnik V8 o pojemności 5,7 litra, ale był to przestarzały juz nieco L98. W roku 1989 Corvette miała 245 KM w zwykłej wersji, zaś w najmocniejszej ZR-1 było 385 KM z nowszego wariantu tego samego silnika, oznaczonego LT5. Zaś Viper miał niedługo wjechać do salonów sprzedaży dysponujac 400 KM. Coś trzeba było zrobić.

W celu zrobienia czegoś zwrócono się do firmy Falconer. Jej założyciel, Ryan Falconer zajmował się  (i zajmuje obecnie) budową silników do motorsportu od lat 60-tych XX-wieku. Do kierowców korzystajacych z jego wiedzy należeli m.in. Parnelli Jones, Al Unser, Mario Andretti oraz Jackie Stewart. Falconer zbudowal też swój własny silnik V12, oparty w dużej mierze o 5,7-litrowe V8 Chevroleta. Głównymi klientami kupującymi ten silnik byli budowniczowie łodzi motorowych oraz... replik samolotów P-51 Mustang. 

Aluminiowy blok, dwanaście cylindów, elektroniczny wtrysk paliwa, 9,8 litra pojemności skokowej, 683 KM mocy maksymalnej i aż 922 Nm maksymalnego momentu obrotowego. Waga silnika: 237 kg. Jak na te parametry to całkiem mało - porównywalnie ze standardowym silnikiem Corvette, z blokiem wykonanym z żeliwa. Do tego to V12 bazowało na V8 Chevroleta, co powinno umożliwić w miarę prosty montaż. Innymi słowy miał to być idealny silnik do pozamiatania Dodge'a i jego Vipera. Inżynierowie GM zabrali się więc do pracy. Jako bazę wybrano model ZR-1

Z tym prostym montażem to tak nie do końca wyszło. Żeby upchać V12 w Corvette, trzeba było wydłużyć auto o 8 cm. Łączna waga Corvette wzrosła przez to o 45 kg (silnik jak wiemy ważył porównywalnie z fabrycznym). Moc na asfalt przenoszona była przez 6-biegową przekładnię manualną. A żeby auto mogło też pochwalić się dźwiękiem, zdecydowano się na boczne rury wydechowe. Bez tłumików. Bo po co? Zamontowano tylko osłony termiczne żeby nikt nie poparzył się przy wsiadaniu lub wysiadaniu. 

Z absolutnie niezrozumiałych przyczyn, później zmieniono układ wydechowy na normalniejszy, bez bocznych  rur wydechowych. I do tego z tłumikami. 

Auto oficjalnie nazwano Corvette ZR12. Nieoficjalnie zaś mówionio na nie "Conan the Corvette" na czesc znanego filmu o Conanie Barbarzyńcy. 

W testach wypadło nienajgorzej. Nawet nie miało jakichś straszliwych problemów z trakcją. Były jednak kłopoty z przegrzewaniem się. Aby kontrolować parametry silnika podczas jazdy, na desce rozdzielczej zamontowano dodatkowe wskaźniki.

Niestety, sam silnik kosztował 45 00 dolarów (w latach 90-tych - po doliczeniu inflacji byłoby to znacznie więcej w dzisiejszych pieniądzach). To, oraz koszt pozostalych przeróbek i rozwiazania problemów z chłodzeniem sprawiło, że wdrożenie ZR12 do produkcji było nieopłacalne. 

Prototyp istnieje jednak do dziś i mozna go obejrzeć w Muzeum Corvette w USA:


Zdjęcie z gratem bez zwiazku z tematem

A właściwie z Fiatem. I to po tuningu jak za najlepszych lat F&F. Strasznie mało już aut w tym stylu na ulicach, więc tym bardziej warto udokumentować przedstawiciela złotej ery tuningu wizualnego:




Facebook

AUTOBEZSENSOWY MAIL



Archiwum