Spojlery, neony, oblepione siatką wloty powietrza, tuningowe zderzaki itp. rzeczy - dziś określane są mianem "wiejskiego tuningu". Kiedyś zaś wszyscy szaleli na ich punkcie i oblepione szpachlą Calibry, Golfy i BMW budziły zachwyt na rozmaitych zlotach. Dziś są wyśmiewane. Pozostaje się zastanowić, które z obecnych trendów tuningowych będą obciachem w przyszłości. Oto moje propozycje:
Stickerbomb
Jak wyczytałem kiedyś na speedhunters.com, początki tego trendu są całkiem sensowne. Jeśli ktoś używa swojego auta do driftu, to naturalnym jest, że na nadwoziu z czasem pojawiają się rozmaite rysy, wgniecenia i otarcia. W końcu bariery nie wybaczają. Drifterzy zaczęli więc nalepiać na swoje auta naklejki, bo lepiej naklejka, niż rysa. A lakierować nie ma sensu, bo na którymś następnym treningu/zawodach i tak dojdzie do ponownego kontaktu z przeszkodą. Oczywiście z czasem tych naklejek zaczęło się robić sporo. I co bardziej agresywnie użytkowane auta miały całe elementy nadwozia pokryte naklejkami. Zyskało to nazwę stickerbomb.
Tutaj jeszcze pluszak na zderzaku. Po co? Nie wiadomo. Sens? Brak. |
Potem drift stał się modny. Każdy chce driftować, tylko większość nie ma czym. A skoro nie ma czym, to co bardziej zdesperowani zaczęli upodabniać swoje niedriftowalne przednionapędówki do wymarzonych, oblepionych naklejkami Nissanów S13, S14 itd. Doszło w końcu do tego, że nie trzeba już pracowicie lepić naklejka po
naklejce - można kupić gotowe arkusze na metry i w jeden wieczór mieć
tuning.
Stickerbomb zaczął się więc pojawiać na wszystkim, co ma koła. Ktoś nawet zeszpecił piękną bryłę Hondy Civic VIII:
Nalepia się to gdzie popadnie. Auta zaczynają dzięki temu bić po oczach pstrokacizną. Oczywiście właściciele tak "upiększonych" aut uważają to za wspaniały tuning, tak totalnie różny od bijących po oczach kolorów Oplów Calibra sprzed kilku lat.
Oblepia się auta z zewnątrz i wewnątrz. Kiedyś blaszane dywaniki, dziś stickerbomb - sposobów na ból oczu jadących w aucie osób jest wiele.
Naklejki na tylną szybę
Kiedyś tzw. "lista zakupów", czyli naklejki z nazwami różnych firm produkujących części, była robiona na boku auta, tuż za przednim kołem. Oczywiście dziś jest to uznawane za dno, wiochę i wstyd. Za to robienie takiej samej serii naklejek na tylnej szybie, to styl i szyk. Zmieniła się jednak treść naklejek. Zamiast reklamować części, dziś nakleja się informację, jakim to indywidualistą jest naklejający i jego auto. To nic, że identyczne naklejki ma kilka milionów podobnych indywidualistów.
Moje ulubione:
-"daily driven" - mówiąca, że auto jeździ na co dzień. Cóż za osiągnięcie. Bo przecież tylko prawdziwy miłośnik tuningu jeździ na co dzień swoim autem. Mówiąc przy tym: "Reszta ludzkości, w seryjnych autach przecież jeździ tylko podczas pełni księżyca! Nie!? Naprawdę!? Jeżdżą na co dzień i nie mają naklejek!? Niemożliwe!".
Taka naklejka miałaby sens na jakimś zabytkowym aucie. Ale posiadacze zabytków mają na szczęście w większości dość rozumu, by nie oblepiać swoich aut bzdurami. Naklejki można więc znaleźć na np. Golfach mk2. Jeździć na co dzień Golfem mk2, to powód do dumy godny ogłoszenia całemu światu!
-"Low and slow" - niski i powolny. No rzeczywiście jest się czym chwalić. Auto obniżone tak, że ledwo jedzie. O obniżaniu będzie za chwilę. Naklejkę zaś można często znaleźć na autach z totalnie seryjnym zawieszeniem - miałem taką na E36 w momencie zakupu. Pierwsza rzecz, którą zrobiłem to pozrywałem tę i dwie inne bzdury.
-"4 doors, more W****s [angielskie słowo oznaczające kobiety lekkich obyczajów - ocenzurowane, bo chociaż na blogu chciałbym mniej bluzgać, niż zwykle]" i podobne ("P***y Wagon" też było na E36) - w skrócie, chwalimy się ile to kobiet przyciąga nasz pojazd. Do znalezienia na zardzewiałych Audi, VW, BMW i tym podobnych autach, które przyciągają co najwyżej innych facetów.
-"stance", "hellaflush", "fatlace" - ślepe podążanie za tuningową modą, o której poniżej.
Stance, gleba, hellaflush
Obniżanie auta do przesady. Połączone często z nachyleniem kół. Zarówno pochylanie kół, jak i obniżanie samochodu może poprawić jego prowadzenie. Ale tylko, jeśli pochylenie wynosi nie więcej, niż kilka stopni, a obniżenie nie sprawia, że kartka papieru na asfalcie staje się przeszkodą nie do przebycia. A tak niestety jest w przypadku opisywanych tu modyfikacji. Do tego naklejki na szybę, bijące po oczach kolory i mamy równie odpustowe auto, co opisywana niedawno Calibra. Z ta różnicą, że ta Calibra to wieś, a Calibra w stylu hellaflush, to cudo. Nie, drodzy czytelnicy, też nie rozumiem.
Wszystko wzięło się z myślenia, "jest nisko, to znaczy, że jest sportowo i fajnie wygląda". Celem wyleczenia z tego poglądu, zapraszam na dowolny KJS. Te auta mają problem z powolną jazdą nawet po gładkich drogach, drą opony jak wściekłe, ale ich właściciele mogą brać udział w konkursach w stylu "najniższe auto zlotu".
Pewne pozory sensu są zachowane, jeśli auto ma air-ride, bo wtedy można je podnieść i jechać. Nie wiadomo jednak w takim razie, po co je w ogóle obniżać. Na argument "bo fajnie wygląda" mam jedną odpowiedź: wygląda jakby nie mogło jechać.
Do tego wąskie opony na szerokich felgach. Ale o tym za chwilę.
JDM
Dotyczy japońskich aut. Zaczynało się to sensownie. Sprowadzano z Japonii części, które na naszym kontynencie nie były dostępne. Choćby silniki z japońskich wersji Civików Type R, które były mocniejsze od europejskich VTi. Do tego nastawienie na osiągi i był to tuning taki, jaki powinien być - zmieniający tylko to, co ma rzeczywisty wpływ na prowadzenie auta. A potem zrobił się modny. Jeszcze sprowadzanie japońskich zderzaków, gałek zmiany biegów itp. można zrozumieć. Ale zaraz zaczął się wysyp gadżetów w stylu JDM, tyle, że made in China. JDM-owe nakładki na pedały, JDM-owe nakrętki na koła, JDM-owe korki chłodnicy, JDM-owe dywaniki. Wszystko aż po JDM-owe naklejki. Trend, który zaczynał się delikatnie zmodyfikowanymi autami z dobrymi osiągami, skończył się na Civikach z seryjnym 1.3 lub 1.4 pod maską, na który założono kilka detali z logo Mugen (absolutnie nie zwiększających mocy), w nadwoziu oblepionym naklejkami "JDM as f***k", Domokunem, z obowiązkowymi żółtymi halogenami i kolorowymi nakrętkami na chińskich felgach. Swoją drogą tym chińskim felgom bliżej do Japonii, niż całej reszcie tego tuningu.
Do tego obowiązkowo żółto zielone "soshinoya". Dla większości posiadaczy tej naklejki jest to symbol JDMu, pokazanie, że ich samochód jest ultrajapoński. Dla Japończyków jest to oznaczenie świeżego kierowcy. Coś jak u nas zielony listek.
Ciekawe, dlaczego w Japonii szczytem tuningowej mody nie jest sprowadzenie sobie Poloneza, nalepienie na niego zielonego listka i opowiadanie, ze to jest taki tuning PDM (Polish Domestic Market)?
Cult
Ostatni krzyk tuningowej mody. Bierzemy niezbyt nowe, ale jeszcze nie zabytkowe auto, dajemy mnóstwo chromu, maksymalnie obniżamy zawieszenie i dorzucamy chińskie podróbki felg BBS. Bez BBSów nie ma cultu. Obowiązkowo potem narzekamy w internecie na wszystkich innych ludzi, którzy nie doceniają jaki to jest indywidualny (czyt. zrobiony jak milion innych) youngtimer. I parkują swoje bezduszne "plastiki" (nowoczesne, nie dość pochromowane auta) w odległości mniejszej, niż 10 metrów od naszego pojazdu.
Do tego częstym widokiem jest rdza. Rdza powstała nie w wyniku naturalnych procesów, a przez celowe smarowanie elementów nadwozia chemikaliami. Po co? Bo to wygląda tak klasycznie i retro podobno. Klasycznie jak Golf mk5:
Podobnie jak przy stance, hellaflush itp., częstym widokiem są opony np. 165/65 mm naciągnięte na felgę o dziesięciocalowej szerokości. Ktoś kiedyś, założy oponę rowerową na felgę o szerokości dwunastu cali (oklejoną stickerbombą z JDM-owych naklejek) i zamontuje na Polonezie Caro. Wtedy skończy się cały ten tuning - nic bardziej modnego, stance'owego, JDM-owego i cult'owego nie da się już wymyślić
Podsumowanie
Generalnie, to ja się cieszę, ze te wszystkie style są. Przyczynia się to do promowania motoryzacji. W końcu i tak zdecydowanie chętniej pójdę odwiedzić zlot aut, na którym jedyną konkurencją jest "kto ma bardziej wypolerowane felgi", niż na zlot ekologów, na którym uczestnicy konkurują w byciu najbardziej pomylonym fanatykiem zatruwania życia innym ludziom.
Tym bardziej, że wiele aut reprezentujących omawiane tu style jest zrobionych z umiarem, ze smakiem i na pewno nawet za kilka lat też będą dobrze wyglądać. Problemem są jak zwykle przypadki przesadzone.
A inna sprawa, że jak obecnie wyśmiewane Calibry staną się kiedyś "retro" i "vintage" i będą sprzedawane od 100 000 zł wzwyż, to ja będę mógł nawoływać na blogu do doceniania tych wszystkich cult'ów, stance'ów itd.
PS:
-Oczywiście ten podział jest sztuczny, style mieszają się ze sobą.
Więc prosiłbym nie wytykać mi, ze jakieś auto to "nie cult, a stance!".
Podział jest wprowadzony tylko po to, by ułatwić mi pisanie tego posta.
-Oczywiście
ja się nie znam, zazdroszczę, hejtuję, jeżdżę seryjnymi autami. Bezcelowo niszcząc jedno z nich w zawodach, zamiast polerować, oblepiać
stickerbombą i obniżać. Jestem okropnym, zakompleksionym blogerem - ja
to mówię, więc wy już nie musicie.
Dobry tekst - wieśniactwo motoryzacyjne trzeba piętnować. Choć w sumie, tak dla jaj, to chciałbym mieć jajo w dwóch furtkach, z parówą, na glebie, z salcesonem i naklejkami "Pure JDM";)
OdpowiedzUsuńChciałbym jakoś skomentować, ale obrazki wywołują u mnie dość dynamiczną reakcję okołogastryczną...
OdpowiedzUsuńO! widzę, że ktoś choć trochę unormalnił tę wstrętną Hondę! W dodatku czarną! :-)))
Świetny wpis ;)
OdpowiedzUsuńTreściwie. Sam chyba zrobię kiedyś listę "stylów" i ich korzeni, a do tego w co to wszystko się przemieniło. Generalnie zawsze jest to "udawanie" (nie cierpię słowa pozerstwo...).
Czyli mam V gen 1,3.
Dam wlepkę i już mam sponsora bo jestem zawodowcem...
Dam spojler z tesco i już startuje w JTCC.
Dołożę chińską felgę, i już mam top wersję.
W golfie/becie/mesiu dam glebę, mam sportowe osiągi
Okleję coś karbonem to walczę z masą.
Założę pierdzący tłumik i podajnik do cegieł (końcówkę w kształcie prostokąta do wypluwania takich kawałków) i mam sportowy silnik i dźwięk...
A jak kupie chińskie lampy z Allegro, będę mieć najbrzydszy wóz w gminie a'la drogi Lexus...
"A przecież, tak być nie musi!" :D
Styl który będzie modny za 20 lat będzie modny nie dlatego że miało to udawać osiągi, ale dlatego że 20 lat temu tak udawano i ma się z tym kojarzyć. Powodem nie będzie oszukiwanie jak to auto nie jest sportowe, tylko przywoływanie wspomnień z przed 20 lat, bez względu na to jaką logiką (lub jej brakiem) wtedy-dziś się kierowano :)
O! Podajnik do cegieł! takiego mi właśnie określenia brakowało na te prostokątne wydechy! Dzięki, będę używał!
UsuńA jak zapatrujesz się na obecnie modny lakier w czarny mat?
OdpowiedzUsuńhttp://www.optimaforums.com/forum/attachments/optima-pictures-videos/8502d1340351945-2-korea-20120615_112100.jpg
http://www.topcarwallpaper.org/wp-content/uploads/2014/03/audi-r8-black-matte-wallpaper-pekgddhr.jpg
http://www.challengertalk.com/forums/attachments/f19/57533d1352589005-matte-black-paint-job-rt-m.jpg
W sumie to zapomniałem o tym napisać. Z resztą, najczęściej to nie lakier, a folia. Jak dla mnie wygląd tego mocno zależny od auta, na którym zostało zrobione. Ten Dodge z ostatniego linku wygląda nawet fajnie
Usuńgleba + spas + półkubełki + klatka
OdpowiedzUsuńFINAŁ
spas?
Usuńtak w moich okolicach mówią na idealne spasowanie felgi i opony z nadkolem, by rant felgi był równo z zakończeniem nadkola;
Usuńjeśli rozumiesz moje pokrętne tłumaczenie : D
O, dzięki, mam nowe słowo do słownika mowy tuningowej, który kiedyś chciałbym napisać ;)
UsuńTo stickerbomb jeszcze przynajmniej jakoś wygląda (chociaż słabo, ale przynajmniej wygląda) ale naklejek na tylnej szybie z VAGa, AudiTeam w starym Passacie strzaskanym błotem nie mogę zdzierżyć. Ostatnio widziałem dosyć fajną A6, w kombi, wszystko ładnie zrobione i na tylnej szybie dwie naklejki: "I <3 Justin" a pod spotem "F*ck SWAG" :D
OdpowiedzUsuńNie, nie wygląda :C
Usuńdodał bym jeszcze ostatni "krzyk mody" czyli te wszystkie pomarańczowe, zielone i inne oczojebne felgi ;)
OdpowiedzUsuńoczojebne felgi są fajne na fajnym aucie subaraku albo miśku
UsuńCzep się pan tramwaja, a nie poloneza caro. To spoko fura!
OdpowiedzUsuńPolonezem kiedyś się przejechałem. Wrażenia nie były pozytywne.
UsuńInna sprawa, to zastanawia mnie, co się stało, że post sprzed roku, nagle cieszy się taką popularnością :)
Fajnie napisane
OdpowiedzUsuńPamiętam jak pierwszy raz zobaczyłem rat style na masce to myślałem ze komuś się silnik spalił :-P
Trzeba odróżnić tuning i "tuning". Jeśli ktoś jeździ przykładowo tico z pociętymi sprężynami, rdzą oblepioną stickerami i najtańszą tubą w bagażniku mając się za wielkiego tunera to nie ma nawet o czym mówić tak na prawdę to tylko stickery zastąpiły laminaty...ale są ludzie, dla których "daily" ma pewne znaczenie a obniżenie ma być takie, że auto "ledwo jeździ" (jak ja nie cierpię tego stwierdzenia). Cult bez BBSów też się obejdzie, a rdza to raczej styl rat/rost. Chciałbym widzieć tyle dobrze zrobionych samochodów na naszych drogach co precli ze światłami dziennymi i kołpakami z tesco. Ten kto na poważnie bawi się w modyfikacje nie będzie też oszczędzać na wszystkim jak wielu przysłowiowych Januszy z mottem "a może ten sezon jeszczę przelatam na moich 10 letnich miszelinkach". Ludzie wkładają w samochody duże pieniądze i ogrom pracy i za to należy im się szacunek. Kto wie co będzie modne za 10 lat? Pewne jest tylko to, że niektórzy amatorzy modyfikacji z dodatkami wypisanymi w tekście już dziś nie są traktowani przez nikogo poważnie.
OdpowiedzUsuńDobry artykuł. Też uważam, że wszystko ma swoje granice, dodatki są dla podkreślenia smaczku a nie zasłonięciu auta (mówię o modach wizualnych). Tak się zbieram z założeniem czegoś w stylu #utylizednation na fejsbuku by wrzucać tam zwykłych seryjnych aut, djezli z przebiegiem 500k+, robolowozów ujebanych cementem czy rozjebanych aut z KJS. Bo auto jest po to by go używać a nie na zloty przywozić na lawecie (nie mówię tu o międzywojennych zabytkach). p.s. zapomniałeś o german style ;)
OdpowiedzUsuńGerman style to już przeszłość, teraz to się stens nazywa ;)
UsuńStance zapewne wziął się od zwrotu "Stance ziomki na chwila i pomóżta mi przetachać mojego furacza przez proga zwalniającego". A na poważnie to dla mnie to też bez sensu - styl dobry dla show i demo carów, a nie do jazdy. I nie ważne, czy codziennej, czy tylko "od święta" bo w dni świąteczne koleiny, studzienki, podjazdy i krawężniki przecież nie znikają. Najbardziej przemawia do mnie czysty JDM i tzw cichociemni - zewnętrzne zmiany ograniczone do koniecznego minimum, za to grubo mechanicznie.
OdpowiedzUsuńWszystkie te stickerbomb są tragiczne. Dobrze, że o tym napisałeś i piętnujesz ten motoryzacyjny kicz.
OdpowiedzUsuń