W tym roku minie 60 lat od premiery Citroena DS. Samochodu, który do dziś jest uznawany za największe dzieło Citroena. To auto było absolutnie rewolucyjny. Zarówno stylistycznie, jak i technicznie. Hydropneumatyczne zawieszenie, nietypowe wnętrze, wygląd inny niż wszystko, niesamowita technika itd. itp. O DS napisano cały internet, więc nie ma sensu się nad nim rozwodzić.
Ale ten pojazd nadal daje do myślenia. Konkretnie sprawia, że zadaję sobie pytanie: Co dziś trzeba by zrobić z samochodem, by jego premiera wzbudziła takie zainteresowanie i sprawiła, że nawet po 60 latach, ów pojazd byłby uznawany za nowatorski?
Oczywiście odpowiedź na to pytanie nie nadejdzie ze strony Citroena. Ich pomysł na samochody nazwane nowymi DS to dość nudne hatchbacki. Jedyne co w nich jest nowatorskie to brak możliwości otwarcia tylnych okien. Reszta to standard: zwykłe auto, niewyróżniające się stylistyką, z awaryjnymi 1.6 THP. Choć DS3 nawet mi się podoba, ale w życiu nie nazwałbym go godnym spadkobiercą klasycznego DS.
A więc co trzeba by zrobić, by zasłużyć na nazwę DS? Otóż moim zdaniem trzeba by zaprojektować coś, w czym ciężko w ogóle dostrzec samochód.
Stylistyka powinna być absolutnie niepodobna do niczego, co można spotkać na drodze. Powinna być niepodobna do samochodu! Żadnych przetłoczeń, miniaturowych okienek i crossoverowo-SUV-owego kształtu. Jak ma wyglądać? No cóż, ja nie jestem projektantem. Ale takie auto powinno moim zdaniem zerwać z klasycznym podziałem na przestrzeń dla silnika, pasażerów i bagażu. Z przodu powinna być przeszklona ściana. Oczywiście "przeszklona" to tylko uproszczenie - na zwykłe szkło nie mogłoby być w takim aucie miejsca - tylko na lekkie, przezroczyste materiały, które można ściemniać, lub rozjaśniać zależnie od potrzeb pasażerów. I oczywiście przezroczystość powinna być regulowana w dowolnych proporcjach - dół przezroczysty, góra nie, albo na odwrót. W każdym razie trzeba by to zrobić tak, by nic nie zasłaniało widoku, tak jak to obecnie robi np. deska rozdzielcza. W ogóle po co komu deska rozdzielcza z milionem przycisków/wielkim tabletem/absurdalnie skomplikowanym interfejsem? Zamontować czujniki i niech auto samo dostosuje temperaturę, siłę nawiewu, ustawienie fotela itd. Kierownica? Pedały? Niepotrzebne - zrobić sterowanie za pomocą gestów. Mogą być i gesty naśladujące skręcanie kierownicą, czy naciskanie pedałów.
Tak samo drzwi: Po co komu drzwi z oknem? Trzeba zrobić całe przezroczyste i przesuwane. W dół! Tak, żeby chowały się pod autem jednocześnie służąc za podest do wsiadania. Choć nie, to już było w jednym prototypie Lincolna. No to niech się przesuwają na skos! Wszystko, byle nie tak jak już ktokolwiek wymyślił! I w ogóle nadwozie nie powinno mieć innych świateł, niż małe pozycyjne. W nocy jeździłoby się z użyciem udoskonalonego systemu typu Night Vision. Tylko obraz z niego wyświetlany byłby na całej powierzchni przeszklonej (czyli praktycznie w całym aucie), a nie na małym ekraniku.
Napęd powinien być całkowicie upchany w koła, żeby nie zajmował miejsca. Jaki napęd? No na pewno nie zwykły, znany od ponad stu lat silnik spalinowy. I nie prawie równie stary pomysł, czyli silnik elektryczny plus akumulatory. Ogniwa paliwowe to takie niezbędne minimum. I nic mnie nie obchodzi, że ciężko to upchać w koła. Hydropneumatyczne zawieszenie też było ciężko zrobić 60 lat temu, a jakoś w Citroenie dali rady. Oczywiście owe koła musiałyby być wszystkie skrętne. Do 90 stopni, by parkowanie było bezproblemowe.
A właśnie, zawieszenie! Na poduszce magnetycznej by było nieźle. Choć to też nie jest zbyt nowatorski pomysł. W kolei znany od lat, ale w samochodzie byłby czymś dość nowym. W ogóle, jak się patrzy na nowoczesne zawieszenie, z jego milionem wahaczy, sprężynami, amortyzatorami, itd., to czy nie wydaje się Wam ono strasznie przestarzałe? Koncepcja jeszcze z powozów konnych, przez setki lat przerabiana, wymyślana na nowo, ale nadal trzymająca się założenia sprężynującego elementu metalowego. Takie same wrażenia mam, gdy patrzę na silnik spalinowy - pełno rozmaitych elementów (wałki, pompy, paski, chłodzenie) tylko po to, by mieć ruch obrotowy. Musi się dać to zrobić inaczej, bardziej elegancko.
Oczywiście są to tylko bzdury i słabe science-fiction, pisane na jakimś mało znanym blogu. Takie auto nie ma szansy powstać. I nie dlatego, ze nie mamy dostatecznie zaawansowanych technologii. My nie mamy dostatecznie zredukowanej liczby księgowych i wszelkiego typu zarządzaczy, którzy swoje cele budżetowo-krótkoterminowe stawiają ponad wizją inżynierów. Jak patrzę na dawnego DSa, to mam wrażenie, ze księgowych zamknięto w piwnicy i pozwolono wyjść dopiero po premierze auta. Dziś w tych piwnicach siedzą inżynierowie z jakąkolwiek ryzykowną wizją. Po co próbować wymyślić coś nowego, skoro można tłuc kolejne bezpiecznie identyczne SUVy? Motoryzacja nie padnie przez ekologów. Ona padnie przez strach przed nowościami i wmawianie klientom, że kolejne załamanie blachy nad błotnikiem to coś rewolucyjnego. Podczas gdy ta blacha jest tym samym, czym była od lat, a i pod spodem nadal są te same powielane po wielokroć pomysły.
Najlepiej to widać po koncepcie Citroena nazwanym DS9. Owszem, to bardzo ładny samochód. Ale niestety, wygląda jak samochód, a nie jak DS. No i o technicznej rewolucji też można zapomnieć. Właściwie o seryjnej produkcji także.
A jak według Was, drodzy czytelnicy, powinien wyglądać samochód, który i za 60 lat byłby uznawany za motoryzacyjną rewolucję?
Jak dla mnie swego rodzaju rewolucją, przed nastaniem samochodów bezzałogowych, był by HUD niczym w samolotach myśliwskich oraz urządzenia umożliwiające pozyskiwanie danych wyświetlanych na HUD. To znaczy, przykładowo obraz wyświetlany na szybie mógł by podkreślać/obramowywać/kolorować na zielono samochody oddalające się, a na czerwono zbliżające się. Im intensywniejsza barwa, tym samochód szybciej zbliża się lub oddala. Dzięki temu kierowca widząc że jadący tym samym pasem samochód zmienił barwę z zielonej na jaskrawo czerwoną, znaczyło by to że samochód ten hamuje, zbliżamy się do niego, tak więc też należy zacząć hamować. Tak samo HUD mógł by jakimś kolorem podkreślać potencjalne zagrożenia (piesi, rowerzyści, samochody które czekają na wjazd na główną drogę, których kierowcy mogą wymusić pierwszeństwo). Oczywiście, tutaj trzeba by wielu systemów (termowizja, może i połączona z noktowizją, radar), ale tego typu rozwiązania stosowane są od dawna w samolotach myśliwskich, nawet tych pamiętających zimną wojnę. Jeszcze można by dodać system który zaczął by hamować gdyby doszedł do wniosku że na pewno dojdzie do zderzenia, dajmy na to, podczas wyprzedzania (choć takie systemy w sumie istnieją). Problem w tym że taki samochód raczej nie spodobał by się tym kierowcom którzy narzekają na "ocyfrowienie" współczesnych samochodów
OdpowiedzUsuńTeraz takim przełomem może by już tylko bezzałogowy samochód, który automatycznie zawiezie nas na miejsce. Niestety ten czas może już niedługo nastąpić, te wszystkie czujniki nieprzekraczania pasów, aktywne tempomaty, automatyczne hamulce i inne wynalazki. Motoryzacja powoli zmierza do marnego końca i wcześniej czy później jest to nieuniknione, za kierowanie będzie odpowiadał komputer, który będziemy programować przed wyruszeniem. Gorzej jak się zawiesi ;)
OdpowiedzUsuńNie zdziwiłbym się gdyby z samochodami przyszłości stało się to co obecnie ze smartfonami, z wyglądu niemal identyczne, różniące się softem i parametrami technicznymi. Być może taką rewolucją będzie modułowa platforma którą w zależności od grubości portfela klient będzie dowolnie konfigurował przed zakupem. Oczywiście opcji wyboru wersji silnikowej nie uświadczymy - dostępny będzie jeden małolitrażowy ekopierdziel do którego za srogą dopłatą będą dostępne lepsze mapy paliwowe.
OdpowiedzUsuńTeraz to nawet nie bardzo jest z kim normalnie pogadać o samochodach. Większość traktuje auto jak kolejny obok tabletu, smartfona i czegoś tam jeszcze, gadżet.
Wszyscy wyżywają się na tych biednych księgowych, a oni Bogu ducha winni...
OdpowiedzUsuńKsięgowi o niczym nie decydują, tylko ewidencjonują faktury, zarówno wystawione przez firmę jak i przez nie płacone, a następnie przygotowują z tego najróżniejsze sprawozdania dla zarządu. Tylko skrajnie niedouczeni dziennikarze pizza, że "księgowi kazali" to czy tamto. Księgowy nic nie może kazać, on tylko spisuje kronikę wszystkich operacji gospodarczych, jakie mają miejsce. Sorry, że się czepiam, sam nie jestem księgowym, ale pracuje z nimi na co dzień i żal mi ich, że wszyscy po nich jadą za decyzje naczalstwa.
Co do meritum: zgadzam się, że nowy DS nie powstanie, ale to nie przez "księgowych", a przez to, że za bardzo zbliżamy się do ideału efektywności. Kiedyś, dawno temu, kiedy byliśmy od niego bardzo daleko, można było osiągnąć dobry poziom na tysiąc sposobów i bawić się do woli różnymi rozwiązaniami, bo co się straciło na jednym, to się odzyskało na drugim i średnia wychodziła na poziomie akceptowalnym - tzn. niskim, ale nie gorszym of konkurencji. Dzisiaj poziom jest tak wyśrubowany, że nie ma szans nadrobić strat spowodowanych jakimś fantazyjnym bajerem, bo rywale mają wszystkie elementy zrobione na 100% efektywności możliwej do uzyskania. Oczywiście, pewna grupa klientów jest w stanie pogodzić się z gorszą efektywnością, by w zamian zyskać "niepowtarzalny charakter" i rozkoszować się "DNA ulubionej marki", ale ilu jest takich ludzi, to możemy zobaczyć śledząc losy Saaba, Lancii i innych "jedynych w swym rodzaju" "samochodów z duszą". Kiedyś DS robił piorunujące wrażenie na ludziach, dzisiaj, obawiam się, że grupa ludzi śliniących się do niego w Polsce byłaby porównywalna z grupą czytającą kilka "mało znanych blogów". Po prostu, takie rzeczy nie interesują już gawiedzi, inaczej niż 40-60 lat temu. I to tutaj jest problem, a nie wśród "księgowych", a nawet prawdziwych managerów. Oni tylko dostosowują sie do tego, co chcą klienci.
Racja co do księgowych - zbyt uprościłem temat.
UsuńZ tym ideałem efektywności to mnie trochę zaskoczyłeś. Inżynier nie powinien uznawać takich ideałów. Postęp bierze się właśnie z zaprzeczania im, z myślenia: "pff... ideał efektywności... Ja zrobię coś dużo bardziej efektywnego, niż ten badziewny ideał! I nie będę na pewno się trzymał jego przestarzałych założeń" ;). No i zazwyczaj nic z tego nie wychodzi, ale czasami jednak udaje się zrobić małą rewolucję technologiczną :)
A Saab i Lancia to chybiony przykład, bo akurat te ich wizjonerskie auta sprzedawały się nieźle. Problemy zaczęły się przy próbach zajechania jak najdalej na opinii dawnych modeli. Np. taki Saab 9-5, czy Lancia Thesis - nie były wizjonerskie. Były takie same lub gorsze od swoich konkurentów i nie wyróżniały się właściwie niczym poza delikatnie ciekawszą stylistyką i marketingowym bełkotem o wyjątkowości marki. Zupełnie inaczej od DSa, który właściwie definiował na nowo pojęcia zawieszenia, stylistyki i jeszcze kilku rzeczy.
A jeśli takie rzeczy nie interesują gawiedzi, to trzeba to zainteresowanie wzbudzić, a nie się poddawać :)
No ale ja zarządzam tylko blogiem, a nie koncernem motoryzacyjnym...
Muszę się zgodzić przedpiscami. Nic na miarę DS nie powstanie. Po prostu; i nie, samochód elektryczny to ślepy zaułek, a autonomiczny to...jakaś karykatura motoryzacji. Przynajmniej w klasycznym kształcie.
OdpowiedzUsuńZaś nowatorskość DS najtrafniej została przedstawiona w (o zgrozo!) TopGear - May(?) zestawił współczesne dla DS samochody z nim...
P.S. tak przy okazji pojazdów elektrycznych przypomniało mi się - wie ktoś jakie są aktualnie losy niemiecko-unijnego projektu budowy w okolicach Doniecka fabryki ropy z węgla? (za 400mln euro!) Sprawa arcyciekawa a jakoś od paru lat cisza. Albo ja nie potrafię nic znaleźć.
Eeee... na projekty w okolicach Doniecka to bym w najbliższym czasie nie liczył za bardzo...
UsuńZapomniałeś o jednym - musiałby być piękny. Intrygująco, niecodziennie, a jednocześnie ponadczasowo piękny. DS był. Ten prawdziwy, nie te obecne, które są co najwyżej niebrzydkie, zaś technicznie są równie ciekawe co, za przeproszeniem, byle Opel.
OdpowiedzUsuńPiękno to rzecz gustu - celowo pominąłem. Jestem przekonany, że DS w momencie premiery nie wszystkim się podobał.
Usuń