W jednym z poprzednich wpisów przedstawiłem pojazdy, w których silnik znajdował się z tyłu, a napęd przekazywany był na przednie koła. Jest to wybitnie rzadko spotykana konfiguracja, więc tym większe było moje zdziwienie, gdy udało mi się znaleźć kolejny taki przypadek. I do tego zbudowany do ścigania! Idealny temat do zrobienia wpisu na Autobezsens. Zapraszam więc do lektury:
Silnik z tyłu i napęd na tył ma sens: prosta konstrukcja i dociążana oś napędowa. Podobnie silnik z przodu i napęd na przód (choć tu dochodzi pewne skomplikowanie, spowodowane koniecznością użycia przegubów). Silnik z przodu i napęd na tył również ma sens, bo mamy i prostą konstrukcję i dociążone koła odpowiadające za sterowanie. Natomiast konfiguracja silnik z tyłu i napęd na przód nie ma żadnego sensu: koła napędzane i odpowiedzialne za sterowanie są odciążone, a dociążone mamy te, które właściwie są od tego, żeby wydech nie tarł po asfalcie. I misją autobezsensu jest pokazywać, że takie absurdy powstawały i jeździły.
Pierwsze Mini było autem bardzo popularnym w wyścigach. Nieprzesadnie dużą moc silników nadrabiało zwinnością. Jednak dla niektórych osób nie było to wystarczające i kombinowali nad tuningiem oryginalnych jednostęk napędowych albo montowaniem innych.
Wśród tych drugich, w latach 60-tych znalazł się Brytyjczyk, Harry Ratcliffe. Wymyślił on, że 3,5-litrowy silnik V8 zbudowany przez markę Buick będzie idealnym napędem dla jego Mini. W roku 1964 rozpoczął więc budowę swojego auta z zamiarem wystartowania nim w wyścigach samochodów turystycznych. Wsparcie finansowe zapewniła firma Vitafoam Ltd. Swoją drogą piękne czasy - nawet tak absurdalny pomysł znalazł sponsorów. A obecnie zdobycie wsparcia na rajdowanie w miarę sensowną Hondą graniczy z cudem. Chyba muszę przenieść silnik do tyłu... Ale wróćmy do tematu.
Oczywiście amerykańskie V8 niezbyt chciało się zmieścić pod maskę małego brytyjskiego autka. Dlatego Harry zdecydował się umieścić je z tyłu. Nie było to nic dziwnego w przypadku montowania dużych silników w małych autach. Jednak z jakiegoś powodu, napęd nadal miał być przekazywany na przednie koła! Być może ówczesny regulamin wymagał by auto mimo zmiany silnika było napędzane na tę samą oś co bazowy model. Nie jestem w stanie tego stwierdzić, co nie zmienia faktu, ze szalony pomysł na Mini został zrealizowany.
W seryjnej postaci V8 miało moc 155 KM. Harry zamierzał je jednak wzmocnić by osiągało około 220 KM. Co ciekawe udało się je umieścić tak daleko z tyłu, że zachowano tylną kanapę! Z zewnątrz jedyne co zdradzało nietypowy napęd Mini to klapa bagażnika z otworami i wybrzuszeniem.
Przed silnikiem umieszczono ręczną skrzynię biegów o czterech przełożeniach plus tzw. nadbiegiem (czyli bardzo długim piątym biegiem, służącym w założeniu oszczędzaniu paliwa - w tym wypadku zaś po prostu taka skrzynia pasowała). Tunelem środkowym moc była przekazywana na przód pojazdu, do umieszonego tam, odwróconego dyferencjału z Jaguara E-Type. Półosie, hamulce i piasty pochodziły z Mini Cooper S. Półosie ponoć w późniejszym czasie zmieniono na mocniejsze. Z przodu zastosowano 13-calowe felgi (w miejsce seryjnych w Mini, 10-calowych), pochodzące z Austin-Healey Sprite i mające szerokość 5,5 cala. Spowodowało to konieczność delikatnego poszerzenia przednich nadkoli. Nad dyferencjałem umieszczono 22-litrowy zbiornik paliwa. Przed nim znalazła sie chłodnica, a za nim akumulator.
Na tym zdjęciu, wykonanym w obecnych czasach, chłodnica została już zdemontowana |
Nie udało mi się znaleźć informacji jaki był rozkład masy tego auta, dotarłem jednak do wypowiedzi Harry'ego Ratcliffe'a, który mówił, że jest to najlepsze i najgorsze auto jakie udało mu się stworzyć. Było ponoć bardzo trudne w prowadzeniu, a mimo przedniego napędu większość zakrętów pokonywało bokiem. każde odpuszczenie gazu powodowało wpadnięcie w poślizg. Za to połączenie niskiej masy i momentu obrotowego amerykańskiego V8 sprawiało, że samochód świetnie przyspieszał na każdym biegu.
O ile mi wiadomo, pojazd nigdy nie wystartował w żadnym wyścigu. Jakiś czas temu pojawiło się jednak na sprzedaż (kolorowe zdjęcia pochodzą właśnie z ogłoszenia). Pozbawione silnika i innych elementów. Znalazło jednak nabywcę. Nie wiadomo póki co czy zostanie przywrócone do pełnej sprawności.
Zdjęcie z gratem bez związku z tematem
Opuszczony Polonez przy opuszczonym domku, spotkany podczas pierwszej w tym roku wycieczki rowerowej.
0 komentarze:
Prześlij komentarz