czwartek, 25 sierpnia 2016

Technobezsens z Motohistorią: Turbonique

Dziś znów wpis dragsterowy. I to z najlepszych lat wyścigów na 1/4 mili w USA. Czasów, kiedy regulaminy techniczne w tym sporcie praktycznie nie istniały. Dzięki czemu prędkość samochodów była ograniczana niemal wyłącznie pomysłowością konstruktorów. Było już kiedyś o skrzyniach Lenco, było o Gasserach. Czas jednak na coś nieco mniej znanego. I dużo bardziej absurdalnego.

Początki Turbonique

W czasach, kiedy internet nikomu nawet nie przychodził do głowy, sprzedaż wysyłkowa była nieco utrudniona. Ale nie niemożliwa. Wiele firm, szczególnie sprzedających części do tuningu aut, rozprowadzało katalogi pozwalające klientom zamówić potrzebne produkty pocztą. Jedną z takich firm było Turbonique, zlokalizowane w Orlando, na Florydzie.


Przedsiębiorstwo założył, najprawdopodobniej w 1962 roku, Gene Middlebrooks. Był on inżynierem z branży lotniczej. Podobno współpracował m.in. z NASA. W każdym razie z racji swojego zawodu, zainteresował się mocno techniką rakietową. A że przy okazji był fanem motoryzacji, to postanowił obie rzeczy połączyć. I to jak!

Stwierdził on, że dla kierowców biorących udział w wyścigach mogą się przydać małe silniki rakietowe. W latach 50-tych i 60-tych było kilka eksperymentów z użyciem turbin gazowych w samochodach. Jednak przez konieczność dostarczania dużej ilości powietrza do takiego silnika, były one dość problematyczne w montażu i niezbyt wydajne. Gene Middlebrooks uważał jednak, że jakby montować małe silniki rakietowe, napędzane paliwem niewymagającym tlenu z zewnątrz, to całość by była wydajniejsza i prostsza w montażu. Paliwem tym miało być coś nazwane Thermolene. Po prostu butlę tego mocowało się gdzieś w aucie i już można było napędzać co tam potrzeba. A co takiego? No cóż, oferta Turbonique składała się z trzech podstawowych produktów:

1. Rakietowa sprężarka

Czyli bierzemy sprężarkę ale zamiast napędzać ją od silnika,czy jak w turbosprężarkach, energią gazów wydechowych, to napędzamy turbiną na paliwo rakietowe. Montaż pod maską wychodzi wtedy bardzo prosty. Wystarczy wywalić oryginalny układ dolotowy, w jego miejsce wsadzić sprężarkę i gotowe. No i wypadałoby dać nieco więcej paliwa (czyli dodatkowy wielki gaźnik). Do zapłonu paliwa używana była zwykła świeca samochodowa. W każdym razie po takim zabiegu, gdy uruchomimy urządzenie przyciskiem na desce rozdzielczej, to dostaniemy dodatkową moc.



I to sporą. Na hamowni, podczas testów V8 Forda o pojemności 6,7 litra, wyposażonego w wytrzymalsze od seryjnych tłoki i korbowody, moc wzrosła z 405 KM do... 839 KM! Oczywiście tylko dopóki nie skończyło się paliwo rakietowe. Albo nie wybuchł silnik. No ale na 1/4 mili wystarczyło w zupełności.


2. Rakietowy dyferencjał

Rakietowa sprężarka to jeszcze było w miarę normalne i pomysłowe. Ale Turbonique wymyśliło coś lepszego. No bo jak się patrzy na dyferencjał w typowym aucie to co się widzi? No przecież idealną rzecz do napędzania silnikiem rakietowym!


No i to jest drugi ze sztandarowych produktów Turbonique. Zamiast napędzać sprężarkę, turbina napędzała tylny dyferencjał, służąc jako dodatkowy silnik. W sumie pojazd hybrydowy...


Urządzenie ważyło około 50kg. Również było uruchamiane przyciskiem z wewnątrz kabiny. Turbonique miało też auto demonstracyjne dla tego wynalazku. Konkretnie VW Beetle zwanego "Black Widow". Ponoć ten system dawał mu około 1300 KM i pozwalał przejechać 1/4 mili w 9,36 sekundy. Dla porównania: pochodzący z obecnych czasów Bugatti Veyron Super Sport potrzebuje na to 9,6 sekundy.


Nie wiadomo jak ów dyferencjał połączono z napędem Garbusa. W każdym razie produkt dostępny dla kllientów  miał obudowę odpowiadającą popularnemu wtedy wśród budowniczych dragsterów dyferencjałowi Forda 3/4.


Innym autem mającym demonstrować możliwości tego produktu był Ford Galaxie z 1963 roku, którym jeździł Zach Reynolds. Reynolds był dziedzicem fortuny jednej z firm z branży tytoniowej. A jego pasją były wyścigi na 1/4 mili. Ów Ford Galaxie, zwany "The Tobacco King" miał już silnik 427 ci (siedem litrów) z czterema gaźnikami i sprężarką Latham. Nie wiadomo ile łącznie mocy miał po zamontowaniu dyferencjału Turbonique. Podobno ponad 1500 KM. Nadal jednak samochód był normalnie zarejestrowany i dopuszczony do ruchu ulicznego. Reynolds jak akurat nie startował to jeździł nim po okolicy. Auto przetrwało do czasów obecnych.


System miał podobno możliwość wygaszania płomieni z wylotu turbiny (choć nadal zbliżanie się do tyłu takiego auta nie było wskazane). Reynolds ponoć nie korzystał z tej funkcji zbyt często.

3. Rakietowo totalnie

No i ostatni z produktów Turbonique. Zamiast napędzać koła, to po prostu wykorzystujemy energię odrzutu. Proste, skuteczne i bez problemów z trakcją.



Pozostałe pomysły

Poza wspomnianym już VW i Fordem, powstało też kilka innych pojazdów demonstracyjnych:

- rakietowy gokart ( i to nie jeden!)


W latach 70-tych niejaki "Captain Jack" McClure rozpędził gokarta Turbonique do ponad 220 mil/h (354 km/h). Turbonique nie zalecało jednak wykorzystywania tych pojazdów na 1/4 mili.

EDIT Jak się później okazało, choć Jack McClure korzystał z rakietowego gokarta Turbonique, to ów rekord był  ustonowiony innym pojazdem.

- rakietowy pojazd śnieżny ze śmigłem (zamiast napędzać dyferencjał, napędzano śmigło)


- rakietowy pojazd śnieżny (nazywał się "Boss Cat")


- rakietowa platforma, która miała się unosić energią odrzutu, a okazała dość niestabilna.

Słynny kaskader, Evel Knievel miał ponoć planować skok przez Wielki Kanion Kolorado na pojeździe wyposażonym w któryś z produktów Turbonique. Niestety z niejasnych przyczyn, nigdy nie wyszło to poza fazę planów.

Koniec Turbonique

Niestety, wizjonerskie pomysły okazały się dość problematyczne. Po pierwsze potworne moce generowane przez wspomagane rakietową sprężarką czy dyferencjałem pojazdy okazywały się zdecydowanie zbyt duże dla ówczesnych opon i zawieszeń. Przez większą część dystansu kierowca walczył o choć odrobinę przyczepności. Po czym nagle ja łapał i próbował nie wylecieć z trasy. To, że czasem udało się zrobić sensowny czas było dość... hmmm... przypadkowe.


Do tego miały tendencje do wybuchania. Co, jak to w USA, spowodowało wysyp pozwów sądowych. A firmę wykończyło skazanie Gene Middlebrooksa za oszustwa. Nie jest dokładnie jasne o co chodziło. W każdym razie trafił on do więzienia na dwa lata i dostał $4000 grzywny (co w tamtych czasach oznaczało sporą sumę pieniędzy). Do prowadzenia firmy już nie wrócił.

Podsumowanie

Dziś, mimo małej ilości sprzedanych produktów, Turbonique ma status legendy. Pomysł by wysyłać ludziom pocztą silniki rakietowe, które oni sobie będą potem montować do aut jest tak imponujący, że nawet na blogu o absurdalnej motoryzacji się wyróżnia. 

Dziś zapewne dałoby się te wynalazki dostosować do napędzania dragsterów eliminując, a przynajmniej ograniczając większość problemów. Na przeszkodzie stoją jednak znacznie mniej liberalne regulaminy. No i dziś zamiast bawić się niezbyt bezpiecznymi rakietami, lepiej zastosować silniki elektryczne.


Niemniej jednak Turbonique pozostanie chyba przedsięwzięciem, które najlepiej pokazuje jak szalone były początki ścigania się na 1/4 mili. Kiedy wszystko było dozwolone by ten krótki dystans pokonać jak najszybciej. Tu jeszcze film z prezentacją produktów Turbonique:


Podziękowania należą się Mateuszowi - znajomemu koneserowi Fordów, który podrzucił mi rysunek rakietowego dyferencjału. Czym sprowokował do dalszych poszukiwań informacji o tym wynalazku, a w konsekwencji o całym przedsiębiorstwie.

0 komentarze:

Prześlij komentarz

Facebook

AUTOBEZSENSOWY MAIL



Archiwum