Dziś powraca na Autobezsens temat spalania paliwa. Raz już było o osobnikach zafascynowanych tylko tym. Teraz zaś będzie nieco z innej strony.
Generalnie każdy, komu motoryzacja nie jest obojętna, ma jakieś swoje preferencje co do paliwa w autach. Ktoś lubi diesle, bo robi długie trasy. Kto inny LPG, bo też jeździ dużo, ale nie chce ryzykować kosztów serwisowania nowoczesnego silnika wyspokoprężnego. A kto inny lubi auta elektryczne. Albo tak jak ja, jeździ mało i tankuje zwykłą benzynę. No i co z tego? Mi się zawsze wydawało, że nic. No bo co za różnica na czym auto jeździ? Ważne, że jeździ i spełnia oczekiwania użytkownika. Ale jak ze wszystkim - są fanatycy, gotowi poświęcić swoje życie nawracaniu innych na wybrane przez siebie paliwo. I dziś krótka klasyfikacja takich typów.
1. Dizlowiec
Kiedyś najwięcej ich było wśród miłośników diesli. Taki fanatyk, nazwijmy go "dizlowiec" kupił auto z silnikiem wysokoprężnym i się nim zachwycił. No i nic w tym złego. Gorzej tylko, że poczuł potrzebę nawracania innych. Każdemu znajomemu (albo i nie) posiadaczowi samochodu zadawał więc swoje ulubione pytanie "to diesel?". Niezależnie co odpowiedział właściciel auta, następowała po tym Wielka Przemowa Pochwalna Oleju Napędowego. Jeśli mimowolnym słuchaczem był posiadacz auta benzynowego, dodatkowo otrzymywał on informację, że koniecznie powinien zmienić samochód na taki z silnikiem wysokoprężnym. A w Wielkiej Przemowie były wszystkie dieslo-bzdury naraz. Moją ulubioną jest ta o niesamowitym momencie obrotowym aut z turbodieslami. "Bo diesel to ma moment, panie! Nie to co te benzynowe!". Moment ma, bo ma doładowanie, a nie dlatego, że diesel. Jednym z ciekawszych widoków motoryzacyjnego świata jest mina miłośnika sadzomiotów, gdy zobaczy dane techniczne (przede wszystkim moment obrotowy) jakiegoś niedużego benzynowego silnika z doładowaniem. Niemal zawsze towarzyszy jej tekst "To jakaś pomyłka! Takie parametry to mają diesle!". No i taki to już jest poza ratunkiem.
Osobną sprawą są miłośnicy taniego chiptuningu w dieslach - owszem, diesla nieco łatwiej wystroić niż silnik benzynowy N/A, ale też trzeba to umieć zrobić porządnie. A nie żeby przyrost 10 KM i 15 Nm okupiony był chmurą dymu za autem przy każdym naciśnięciu pedału przyspieszenia (tzw. "efekt Batorego").
No ale osiągi to jedno. Najważniejsze jest przecież zużycie paliwa. Opisanych w linkowanym na początku wpisie "spalaczy" najwięcej jest właśnie wśród miłośników diesli. Im zawsze "pali 4 litry na sto!" ZAWSZE!
Ostatnio jednak zjawisko fanatyków oleju napędowego zanika. Głównie dzięki potężnemu skomplikowaniu nowoczesnych jednostek wysokoprężnych. Koszta utrzymania takiego auta w obecnych czasach zniechęciły wszystkich poza nieliczną garstką ortodoksyjnych dizlowców.
2. Gazowiec
Znacie termin "schadenfreude"? Taka radość z cudzego nieszczęścia. Oczywiście Niemcy to wszystko zlepili w jedno słowo, ale tu akurat wyszło im to całkiem zgrabnie (a nie długie jak lista awarii w przeciętnym BMW). Dlatego słówko wyszło poza język niemiecki i czasem jest używane i u nas. Bardzo dobrze opisuje co odczuły dwie inne grupy fanatyków paliwowych widząc problemy dizlowców. Pierwszą z tych grup są gazowcy - koneserzy LPG. Generalnie mnie instalacje LPG nie obchodzą. W swoim aucie takiej nie mam, ale rozumiem powody dla których ktoś to montuje. Szlag mnie jednak trafia jak spotkam fanatyka LPG. Schemat rozmowy początkowo jest analogiczny jak w przypadku dizlowca:
-to diesel czy benzyna?
-silnik benzynowy
-ma gaz?
I jazda z jedyniesłusznością LPG, niezależnie co rozmówca odpowie! Przy czym jest jeszcze gorzej, niż z dieslami. Bo oprócz przekonywania wszystkich o wspaniałości swojego ulubionego paliwa, to gazowiec musi się jeszcze tłumaczyć. MUSI! Nawet nie pytany. Najczęściej nie pytany. "A wiesz, mam gaz w aucie. No to jest świetna sprawa! Wcale nie odbiera mocy. Wcale nie śmierdzi. Wcale nie wybuchnie. Jazda jak na benzynie, naprawdę! UWIERZ MI!". Jakbym mało wiedział o LPG i mnie ktoś tak przekonywał, to bym się poważnie zniechęcił do tego paliwa - co to za beznadzieja, że trzeba zapewniać o braku utraty mocy, braku smrodu itd.? Badziewie jakieś. Swoją drogą, argument z mocą jest najczęstszy. No dobra, może jak się ktoś przyłoży przy strojeniu to mocy nie odbierze. Może nawet wyjdzie ten 1-2KM więcej. Ale co mnie to obchodzi? Gdyby ten czas i środki poświęcone na strojenie LPG poświęcić na strojenie na benzynie, to auto byłoby jeszcze mocniejsze. A z resztą, i tak zbiornik od LPG wraz z resztą instalacji waży tyle, że auto ma gorsze osiągi i koniec tematu. Ten argument polecam na odstraszanie gazowców - jedyny, który czasem działa. Bo ten, że ktoś jeździ zbyt mało, żeby instalacja gazowa się opłacała to nie trafia praktycznie nigdy. Wręcz lepiej go nie używać, bo zamiast odstraszyć typa, to efekt jest wręcz przeciwny. Gazowiec zaczyna obliczać, że jednak się to opłaca. I gotów jest nagiąć wszelkie reguły matematyki, żeby swoją tezę udowodnić.
Jeśli gazowiec jest jednocześnie blogerem, to o czym by nie był blog, to co jakiś czas musi się na nim pojawić wpis wychwalający LPG i liczący każdy zaoszczędzony grosz na paliwie.
Doprawdy, gazowiec to ciekawy typ. Wydaje kasę na auto, potem często kilka tysięcy na instalację gazową. Potem stroi kilkanaście razy pod rząd u różnych gazowników, bo ciągle jest coś nie tak jak on chce. Potem wydaje kasę na nowe elementy instalacji, bo na forum gazowym powiedzieli, że są lepsze. Potem znowu wydaje kasę na kilkukrotne strojenie z tymi nowymi elementami. Potem znowu siedzi na forum. I cykl się powtarza. A na koniec przekonuje wszystkich dookoła, że jazda na LPG taka tania.
3. Benzyniarz
No i oczywiscie druga grupa czująca wspomniane schadenfreude, miłośnicy jeżdżenia na czystej beznynie. Sam tak jeżdżę. Bo przy moich przebiegach nie opłaca mi się wydawać pieniędzy ani na diesla, ani na instalację gazową. No ale są też tacy dla których benzyna to ideologia, gaz tylko do kuchenek, a olej napędowy do traktorów. Nie może być nic innego, niż benzyna i koniec. Dlaczego? I to jest najciekawsza grupa. Bo jeszcze żaden beznyniarz nie powiedział dlaczego akurat każdy wg. niego powinien jeździć tylko i wyłącznie na benzynie. To jest chyba coś powiązane z typem "prawdziwego pasjonata motoryzacji" - takiego, który wie swoje, bo on jest pasjonatem i nie będzie się zniżał do poziomu plebsu, wyszukując jakieś rozsądne argumenty. Typ "prawdziwego pasjonata" zostanie pewno kiedyś szerzej opisany, bo nie ogranicza się tylko do preferowanego paliwa. W ogóle może kiedyś tak napisać książkę "psychologia motoryzacji" o takich różnych typach użytkowników aut?
Szczerze mówiąc nie do końca wiem, co kieruje benzyniarzami. Ani to najtańsze paliwo, ani najbardziej ekologiczne. Na pewno najlepsze jeśli chodzi o osiągi. Ale ilu z tych obrońców jedynie słusznej beznyny wykorzystuje swoje auta w sporcie, choćby amatorskim? No niewielu. W sumie auta benzynowe są obecnie najprostsze jeśli chodzi o użytkowanie. Choć biorąc pod uwagę stopień skomplikowania silników benzynowych w ostatnich latach, to benzyniarzy może spotkać los dizlowców. Wtedy wyginą też i gazowcy - im bardziej skomplikowany silnik tym trudniejsze i mniej opłacalne jest założenie do niego instalacji LPG, co już dość mocno zaczyna być widoczne. Zostaną tylko...
4. Prądowcy
Czyli miłośnicy aut elektrycznych. Obecnie zjawisko marginalne, ale przybierające na sile. Temat na przyszły wpis uzupełniający, bo jednak jest tego u nas jeszcze zbyt mało, by było zauważalne. W zachodniej części Europy już jest nieco inaczej, no ale dzisiejszy wpis skupia się na polskiej kulturze motoryzacyjnej.
5. Podsumowanie
Generalnie to w naturze te powyższe stwory paliwowe są relatywnie rzadko spotykane. Co innego w internecie. Rozmaite fora aż pękają od "mądrości" każdej ze stron. Do tego obowiązkowe kłótnie. I nikt nie wie po co. Bo jak komuś dobrze jeździ się autem napędzanym jakimś paliwem, to raczej nie będzie zmieniał tego bo przegrał internetową kłótnię. A tak na prawdę to każde z paliw ma swoje zalety i każde sprawdza się najlepiej w pewnych określonych warunkach.
Oczywiście dzisiejszy tekst opisuje przypadki skrajne. Jestem pewien, że niemal każdy czytając go myśli "heh, to nie o mnie". Po czym część wróci do pisania na forach/blogach obelg pod adresem osób z przeciwnego "obozu" paliwowego.
0 komentarze:
Prześlij komentarz