Temat wyścigu Indianapolis 500 powraca na Autobezsens. Dziś przyjrzymy się autu, które zostało przygotowane na edycję 1931.
Leon Duray był jedną z ciekawszych postaci amerykańskiego motorsportu. Przyszedł na świat jako George Stewart i do pewnego czasu pracował jako kierowca taksówki w Detroit.
Wkrótce okazało się, że ma też talent do ścigania. W roku 1928 ustanowił rekord okrążenia kwalifikacyjnego na Indianapolis, który utrzymał się aż do roku 1937. Jechał wtedy samochodem marki Miller.
Duray postanowił też spróbować swoich sił jako konstruktor. I to nie tylko aut ale także silników. Lektura regulaminu technicznego Indianapolis 500 dostarczyła mu ciekawych wniosków. Wynikało z niej, że dozwolone jest zastosowanie w silniku doładowania bez mnożnika pojemności itp. Był tylko jeden warunek: ów silnik musi być dwusuwowy. Taki wiec zbudowano, ale osobliwości nie kończyły się na jego sposobie pracy.
Silnik miał 16 cylindrów w układzie U. Tak, U, nie żadne V. Tłoki były poruszane parami przez połączone ze sobą korbowody zamocowane do jednego wału korbowego. Ciężko to opisać, wiec lepiej po prostu spojrzeć na rysunek:
Każda para tłoków miała wspólną komorę spalania. W każdej z nich były po dwie świece zapłonowe. Łączna pojemność skokowa wynosiła 3977 ccm.
Kolejną ciekawostką jest to, że silnik miał konstrukcję modułową i składał się z czterech aluminiowych bloków połączonych ze sobą. W każdym były po dwie pary tłoków:
Na powyższym zdjęciu widać płaskie i szerokie kanały wylotowe - spaliny wylatywały z silnika tylko po prawej stronie. Po lewej był zaś układ dolotowy:
Warto zwrócić uwagę na jego użebrowanie mające na celu schłodzić nieco powietrze trafiające do silnika. Można to uznać za rodzaj wczesnego intercooolera. W silniku znajdował się pojedynczy gaźnik marki Winfield. Z przodu umieszczono zaś napędzaną od wału sprężarkę mechaniczną Roots.
Nie jest znana moc jaką osiągał ten silnik. W każdym razie powstały dwa egzemplarze aut nim napędzanych. Były to klasyczne, tylnonapędowe roadstery jakie stanowiły główną część stawki Indianapolis 500 w tamtych latach. Jednym miał jechać Leon Duray, drugim zaś jego partner finansowy, Cliff Durant. Jednak na Indianapolis 500 w roku 1931 gotowe było auto tylko dla pierwszego z nich.
Auto uzyskało przyzwoity rezultat w kwalifikacjach osiągając średnią prędkość okrążenia wynoszącą 165,97 km/h co oznaczało 29-te miejsce na starcie wśród 40 zakwalifikowanych aut. Niestety cały czas miało problemy techniczne. W wyścigu zaś przejechało tylko 6 okrążeń, po czym U16 przegrzało się i odpadło z rywalizacji.
Leon Duray (za kierownicą) oraz jego mechanik, L.H. Miller |
Rok później Leon Duray podjął jeszcze jedną próbę jazdy z silnikiem U16. Poprawki obejmowały przeniesienie sprężarki na tył jednostki napędowej oraz zastąpienie gaźnika Winfield produktem marki Stromberg. Niestety, przez kolejne problemy z przegrzewaniem się, nie udało mu się nawet zakwalifikować do wyścigu. Był to jego ostatni występ w Indianapolis 500 jako kierowcy. W późniejszych latach skupił się na roli konstruktora. Po usunięciu problematycznego U16 i zastąpieniu go bardziej tradycyjnymi jednostkami czterocylindrowymi, zbudowane podwozia okazywały się całkiem konkurencyjne.
16-cylindrowy doładowany dwusuw okazał się porażką. Jednak w tym wypadku choć raz udało się podjąć próbę walki na torze. Stali czytelnicy Autobezsensu pamiętają zapewne inną konstrukcję wykorzystującą podobne założenia, gdzie nie udało się nawet to. A jak nie pamiętają (albo nie są stałymi czytelnikami) to zapraszam ich do poznania historii Monaco-Trossi.
Zdjęcie z gratem bez związku z tematem
Dziś w programie fajnie utrzymany, wieczorny Trabant kombi z czarnymi tablicami:
0 komentarze:
Prześlij komentarz