Biznes przedłużania limuzyn od dawna najlepiej funkcjonował w USA. Przy rozmiarach tamtejszych ulic, manewrowanie takim pojazdem jest w miarę łatwe. W Europie, a konkretnie w Polsce, przedłużane limuzyny spotykane są właściwie tylko jako tzw. "ślubowozy". Zawsze wyglądają co najmniej dziwnie jadąc po wąskich ulicach pomiędzy Passatami TDi, Daciami Logan itd. Zdecydowanie bardziej naturalnie prezentują się np. w Las Vegas. W mieście kasyn, neonów i amerykańskiego kiczu, przedłużony Cadillac albo Lincoln nie wygląda jak pojazd z innej planety, tylko naturalnie wpasowuje się w otoczenie.
Dlatego do czytania dzisiejszego wpisu polecam odpalić sobie w tle utwór Viva Las Vegas w wykonaniu ZZ Top (właśnie przy tych dźwiękach powstawał dzisiejszy wpis, tak swoją drogą).
W roku 1997, przedsiębiorca z Kalifornii, niejaki Jay Ohberg, postanowił rozreklamować nieco swoją firmę zajmującą się przedłużaniem limuzyn, a także tworzeniem aut na specjalne zamówienie (pojazdy do filmów, wyczynów kaskaderskich itp. - jak Hollywood czegoś potrzebuje, to Jay to może zrobić). Stwierdził on, że najlepszym sposobem będzie zbudowanie najdłuższej limuzyny świata. No i zbudował.
Pojazd nazwano American Dream, czyli Amerykański Sen. Powstał na bazie Caldillaca Eldorado. Choć z oryginalnego pojazdu niewiele zostało. Limuzyna ma 100 stóp długości. W jednostkach używanych przez normalnych ludzi, daje to 30,5 metra. Aby skręcanie tym w ogóle było możliwe, auto zostało zaprojektowane jako przegubowe. Coś jak autobusy Ikarus, których sporo występowało kiedyś w Polsce. Choć nie znalazłem żadnego zdjęcia, które by pokazywało jak to skręca, co jest nieco dziwne. Do tego przód i tył były sterowane oddzielnie. Ale nie poprzez jakiś zaawansowany, zautomatyzowany system kontroli. Było po prostu dwóch kierowców - po jednym na każdą stronę pojazdu. Przy czym tylny siedział w odkrytej przestrzeni na samym końcu limuzyny.
źródło: http://www.jayohrberg.com |
Przegubowość ułatwiała też transport pojazdu - na jedną lawetę ładowana była przednia część, a na drugą tylna. Jeżdżenie tym z miejsca na miejsce było, przez wspomniany system sterowania, dość niebezpieczne.
źródło: http://www.jayohrberg.com |
źródło: http://www.jayohrberg.com |
Aby pojazd nie złamał się, zastosowano dodatkowe osie. Dużo. Łącznie American Dream miał aż 24 koła: trzy osie z przodu, cztery po środku i pięć z tyłu. A dlaczego aż pięć z tyłu? Oczywiście żeby utrzymać helikopter, dla którego umieszczono tam lądowisko. Pod nim zaś znajdowało się działające jacuzzi (aby z niego skorzystać należało zdjąć płytę lądowiska. W środku zaś były wygodne kanapy, stół, barek, świeczniki itp. Choć miejsce wewnątrz było dość ograniczone przez wzmocnienia konieczne do utrzymania całego nadwozia.
źródło: http://www.jayohrberg.com |
Samochód został wpisany do Księgi Rekordów Guinessa jako najdłuższa limuzyna świata. Wystąpił tez w kilku reklamach. Po czym słuch o nim zaginął.
Został odnaleziony w 2014 roku. Zdewastowany i konkretnie wrośnięty. Filmik pokazujący w jakim stanie był Amerykański Sen można zobaczyć tutaj. Jego losem zainteresowało się jednak Autoseum Automotive Teaching Museum z Nowego Jorku. Odkupili oni pojazd i zamierzają go odbudować do pełnej świetności.
Warto też zajrzeć na stronę Jaya Ohrberga, gdzie jest dużo zdjęć z prac nad Amerykańskim Snem: link.
0 komentarze:
Prześlij komentarz