Dziś oficjalnie nowa kategoria wpisów: Poznajemy tuning. Choć nieoficjalnie była na tym blogu obecna od dawna i do odpowiednich artykułów został dodany taki właśnie tag, żeby łatwiej było je wyszukiwać. W każdym razie dziś na blogu opisuję jedną z największych osobliwości świata tuningu: pojazdy zwane Hi-Risers, lub czasem Donk (wyjaśnienie nazwy za chwilę). Generalnie chodzi o takie auta:
Pojazdy te wywodzą się z południa USA, choć szybko moda rozprzestrzeniła się na cały kraj. Tamtejsi raperzy z jakichś przyczyn zapragnęli mieć auta równie wysokie jak SUV-y, ale jednocześnie zachowując klasyczną sylwetkę amerykańskich "krążowników szos". No dobra, nie do końca tak było. Generalnie stare duże limuzyny i coupe były popularne już dawno wśród tej subkultury. Przy czym każde takie auto miało montowane chromowane felgi. Im większe, tym lepsze. Tylko z czasem (przy dwudziestu czterech i więcej calach średnicy) felgi te przestały się mieścić w nadkolach. No to auta zaczęto podwyższać.
I to jak! Z czasem podwyższenie stało się celem samym w sobie. Do tego często przód podwyższano bardziej, niż tył. Po to by podkreślić opadającą linię dachu wielu aut stanowiących bazę dla Hi-Risers.
A bazy są różne. Najpopularniejszą na początku stanowił Chevrolet Impala piątej generacji (1971-1976). To właśnie od niego wzięła się nazwa "Donk". A właściwie od emblematu przedstawiającego impalę. Impala to zwierzę występujące w Afryce. Ale że przeciętny Amerykanin nie wie, że istnieje jakaś Afryka, to do emblematu przylgnęła nazwa "osiołek", czyli po angielsku "donkey". "Donkey" skrócono zaś z czasem do "donk". Nazwa ta zaczęła być w końcu przypisywana do wszystkich przerobionych w tym stylu aut.
Ogólnie najczęściej do przeróbki na "donks" wybierane są samochody oparte na ramie. Szczególnie te z lat 70-tych i 80-tych. Częstą bazą są auta zbudowane na platformie G-body koncernu GM. Choć ostatnimi czasy, miłośnicy absurdalnych prześwitów zabrali się się za auta z lat 90-tych. Oczywiście nie wszystkie - głównie za to co jeszcze wtedy było produkowane na ramie. Czyli Fordy Crown Victoria i pochodne: Mercury Gran Marquis i Lincoln Town Car. Czasami zdarzają się też przeróbki aut z nadwoziami samonośnymi, ale jest to mało popularne.
Przeróbka na "donk" jest wbrew pozorom dość skomplikowana. Mimo, że te samochody służą tylko do powolnego toczenia się i lansowania, to takie zestrojenie zawieszenia, by auto nie wywracało się przy najlżejszym skręcie też nie jest łatwe. Samo zawieszenie jest oparte głównie o części wzięte z samochodów ciężarowych. Do tego średnica kół wymusza zastosowanie dużo większych od seryjnych tarcz hamulcowych, szczególnie że auta bazowe zazwyczaj mają typowo amerykańskie hamulce.
Do tego wszystkiego oczywiście potężny zestaw audio. Jak jedzie "donk", to ma być słychać rap. A na koniec malowanie zwracające uwagę. I często neony do tego.
Ogólnie to te samochody nie mają totalnie sensu. Wyglądają absurdalnie i nie spełniają żadnej funkcji. Do tego moda na ten styl już przemija. Ale na Autobezsensie to właśnie takie tematy bardzo lubię opisywać!
0 komentarze:
Prześlij komentarz