Bugatti - w latach 30-stych niesamowite wyścigowe maszyny. Obecnie niesamowicie drogie maszyny o niesamowitych osiągach niesamowicie często tkwiące w garażach jako lokata kapitału. Niesamowite... Tyle słów "niesamowicie" w jednym akapicie. Tak czy inaczej, z dowolnego Chirona można by wywalić silnik i żaden właściciel by się nie zorientował.
Przed Chironem był Veyron, a przedtem, zanim nastała era VAGa, było sobie EB110. Cóz to było za auto... V12 z czterema turbosprężarkami i napędem na wszystkie koła. Auto jest generalnie dobrze opisane w internecie (polecam z resztą film o nim na Jay Leno's Garage), ale nieco rzadziej wspomina się o jego historii wyścigowej. Tak, to jeździło w wyścigach i to nie byle jakich!
źródło: https://www.carmrades-blog.com |
Rok 1994, wyścig w Le Mans. Organizatorzy wprowadzili przepis, że nawet w najwyższych klasach mają jeździć auta zbliżone do seryjnych. Nie ma budowania prototypów, ma być drogowy wóz wyposażony w niezbędne elementy bezpieczeństwa. No może być redukcja masy. Bugatti upatrywało w tym sporą szansę na sukces. Zgłoszono więc EB110! Równo 55 lat po ostatnim zwycięstwie auta tej marki na słynnym francuskim torze. Za obsługę auta odpowiadał zespół Synergic.
źródło: https://www.carmrades-blog.com |
Wersja wyścigowa była o 300 kg lżejsza od seryjnej. Co nie znaczy, że była lekka - ważyła aż 1500 kg. Za kierownicą usiedli doświadczeniki kierowcy francuscy: Alain Cudini i Eric Hélary.
Niestety, o ile większość zgłoszeń była w duchu nowego regulaminu, o tyle niektórzy postanowili wykorzystać dziurę w przepisach. W uproszczeniu: wzięli wyścigowe Porsche 962, dodali co trzeba by było można je homologować do ruchu ulicznego, przerobili z powrotem na wyścigowe i zgłosili jako Dauer 962 Le Mans. Tak oto wyscigowy prototyp mógł ponownie jechać w 24h Le Mans.
Oczywiscie Dauer od początku zaczął dominować, ale z reszty stawki najszybsze w kwalifikacjach było właśnie Bugatti.
Nadszedł dzień wyścigu. No i już pojawił się pierwszy problem. Na godzinę przed startem odkryto pęknięcie w baku paliwa. Nie było czasu na wymianę, zalepiono więc to klejem epoksydowym. Tak to nawet ja Disastry nie drutowałem... 24h Le Mans, w jednym z najdroższych aut świata i to na klejonym baku. Przez ten problem na początku wyścigu lano paliwa tylko do połowy - pęknięcie było na górze baku i czekano aż klej wyschnie. Spowodowało to jednak częste zjazdy do boksów. Mimo to, gdy już odważono się tankować do pełna, auto zaczęło notować bardzo dobre czasy. Tak dobre, że weszło do pierwszej 10. Wtedy jednak dopadły je problemy z turbosprężarkami. Wszystkimi czterema. I wszystkie cztery trzeba było wymienić. Jedną nawet dwa razy.
źródło: https://www.carmrades-blog.com |
Na dobry wynik nie było już szans, ale zespół chciał chociaż doprowadzić auto do mety. Niestety, i to nie było im dane. Pod koniec wyścigu samochód rozbił się o bariery na prostej Mulsanne. Przyczyną była prawdopodobnie pęknięta opona. Film z wypadku można zobaczyć tutaj: link.
źródło: https://www.carmrades-blog.com |
Ale nie był to koniec wyścigowej historii EB110. Gildo Pallanca-Pastor, biznesmen z Monako postanowił prywatnie wystawić swój egzeplarz w wyścigach w USA. Do współpracy namówił Patricka Tambaya, kierowcę Formuły 1.
Panowie wzięli udział w wyścigu na Watkins Glen w roku 1995 i zajęli piąte miejsce w klasie GTS-1, co całkiem nieźle rokowało na przyszłość.
Panowie wzięli udział w wyścigu na Watkins Glen w roku 1995 i zajęli piąte miejsce w klasie GTS-1, co całkiem nieźle rokowało na przyszłość.
źródło: https://www.bugattirevue.com |
źródło: https://www.bugattirevue.com |
Auto wystartowało też w 24h Daytona 1996 - w deszczowym wyścigu pokazało dobre tempo, jednak problemy z elektryką sprawiły, że odpadło po 7-miu godzinach.
Dobre rezultaty sprawiły, że Gildo postanowił przywrócić Bugatti na tor Le mans. I zgłosił się do edycji 1996 słynnego, 24-godzinnego wyścigu.
Niestety, to już były czasy McLarenów F1 GTR LM i Porsche GT1. EB110 nie zdołało się nawet zakwalifikować do wyścigu - osiągnęło 43-ci czas na 45 zgłoszonych aut.
Jedynym większym osiagnięciem EB110 pozostaje więc rekord prędkości na lodzie, który Gildo ustanowił w marcu 1995 w Finlandii. Na seryjnych oponach Michelin (bez kolców), udało się pojechać 296,34 km/h.
Dobre rezultaty sprawiły, że Gildo postanowił przywrócić Bugatti na tor Le mans. I zgłosił się do edycji 1996 słynnego, 24-godzinnego wyścigu.
Niestety, to już były czasy McLarenów F1 GTR LM i Porsche GT1. EB110 nie zdołało się nawet zakwalifikować do wyścigu - osiągnęło 43-ci czas na 45 zgłoszonych aut.
Jedynym większym osiagnięciem EB110 pozostaje więc rekord prędkości na lodzie, który Gildo ustanowił w marcu 1995 w Finlandii. Na seryjnych oponach Michelin (bez kolców), udało się pojechać 296,34 km/h.
źródło: https://www.bugattirevue.com |
0 komentarze:
Prześlij komentarz