czwartek, 21 grudnia 2017

Motohistoria: Nissan Autech Stelvio

Nie ma to jak wpis o jakimś dziwadle z Japonii. W miarę ciągłej popularyzacji wiedzy o japońskiej motoryzacji, coraz trudniej jest napisać coś odkrywczego w tym temacie. Ale dziś chyba się udało.


Autech to jedno z przedsiębiorstw powołanych do życia przez Nissana. Skupia się na budowie aut na bazie standardowych modeli japońskiej marki. W przeciwieństwie do Nismo (Nissan Motorsport, również oddział Nissana), gdzie nacisk jest położony na osiągi, samochody Autech tworzone są raczej z myślą o przyjemnym (co nie znaczy wolnym) podróżowaniu i świadomości posiadania  czegoś unikatowego. Oczywiście osiągi też są poprawiane, ale nie są one priorytetem. Gdy przyszło do zrobienia specjalnej wersji modelu Skyline R33 GT-R, specjaliści z Autech podeszli do sprawy bardzo oryginalnie. Cały układ napędowy, zawieszenie itd. przełożyli do czterodrzwiowego wariantu Skyline'a. Tworząc jedynego prawdziwego sedana GT-R. A jeśli komuś było mało osiągów, to mógł zamówić sobie ten pojazd po jeszcze dodatkowym tuningu przez Nismo (w wariancie 400R).


Autech odpowiadał też za przerobienie Nissana Silvia S15 na kabriolet. Nazywało się to Silvia Varietta i miało nawet sztywny, składany dach (coś jak SLK). W Nismo taka przeróbka byłaby nie do pomyślenia (bo sztywność nadwozia, masa itd.), w Autech zaś podejście jest nieco luźniejsze.


Jednak najbardziej ambitnym ich projektem był pomysł stworzenia zupełnie nowego modelu. Uznano bowiem, że Nissanowi brakuje ekskluzywnego auta GT, które dobrze by się sprzedawało także poza Japonią. Był niby 300 ZX, ale wszyscy na niego patrzyli jako na tanie i dostępne sportowe auto, nic ekskluzywnego (mogłyby te czasy wrócić tak swoją drogą, przypomnę tutaj wpis ze zrzędzeniem na ceny JDM-owych aut). Zastanowiono się więc dlaczego klienci skłonni kupić auto klasy GT bardziej cenią awaryjne pojazdy z Włoch, niż niezawodne z Japonii. Wyszło, że chodzi o tradycje marki i stylistykę. Na tradycje marki postanowiono nie zwracać uwagi, bo póki się Europejczykom wytłumaczy czemu Nissan jest interesującą marką, to minie ze 20 lat. Ale stylistykę można zrobić już. Tylko jak tu zrobić wygląd, który się spodoba tym durnym bogatym Europejczykom? Zatrudnić europejskich stylistów! Najlepiej Włochów z jakiegoś znanego studia projektowego! To i tradycja marki będzie. Co prawda niejapońskiej, ale lepsze to, niż nic. Włoska stylistyka, japońska technologia (czyli na odwrót, niż w koszmarnej Alfa Romeo Arna), co może pójść nie tak?

Tak powstał Nissan Autech Stelvio Zagato. Zaprezentowano go w roku 1989, po dwóch latach prac. Wyglądał tak:


Przypominał nieco Alfę Romeo SZ. Swoja drogą bardzo kontrowersyjny pojazd. Mi Alfa SZ się podoba (ale ja jestem dziwny, bo Scorpio mk2 wydaje mi się zupełnie w porządku stylistycznie). Jednak mimo całej mojej sympatii do japońskich samochodów oraz stylistyki Zagato, ciężko mi powiedzieć o tym aucie, że jest ładne. Jest dziwaczne, czyli pasuje do tego bloga. Oczywiście bardzo bym chciał taki samochód mieć, ale jak już wspomniałem, ja mam osobliwy gust. Najbardziej rzucają się w oczy dwa ogromne wybrzuszenia na bokach maski. Po co są? To... obudowy lusterek wstecznych!


Po części rozumiem jaki zamysł za tym stał. Lusterka wsteczne zawsze trudno jest wkomponować w bryłę nadwozia. Z definicji wystają one poza obrys auta. Dobrze by było je jakoś ukryć. Jednak, czy zrobienie dwóch ogromniastych wybrzuszeń na masce faktycznie sprawia, że auto jest bardziej spójne stylistycznie? Jakoś mam wątpliwości. Interesująco tak pod kątem stylistyki jak i aerodynamiki, wyglądały też koła - zwróćcie uwagę na otwór do chłodzenia hamulców.

Wewnątrz Włosi podeszli do sprawy już bardziej poważnie. Wnętrze jak na koniec lat 80-tych robiło bardzo luksusowe wrażenie - skóra, drewno, wygodne siedzenia. Dużo ładniej, niż w przypadku pozostałych aut z Japonii w tamtych czasach.


Mechanicznie skorzystano z podzespołów Nissana Leopard. Autech Stelvio Zagato miał więc pod maską 3-litrowy silnik V6 DOHC, wyposażony w turbodoładowanie. maksymalna moc wynosiła 280 KM przy 6000 obr./min, zaś maksymalny moment obrotowy to 402 Nm przy 2800 obr./min. Realne wartości mogą być jednak większe, gdyż w tamtych czasach wszyscy japońscy producenci oficjalnie trzymali się limitu 280 KM. A faktycznie to różnie z tym było. Tak, czy inaczej, moc była przekazywana na tylne koła poprzez 4-biegową przekładnię automatyczną. Wersji z ręczną skrzynią biegów nie było, bo to miało być auto GT, a nie potwór do bicia rekordów okrążeń. Maksymalna prędkość wynosiła 245 km/h. Samochód ważył 1560 kg.


Połączenie japońskiej technologii i włoskiej stylistyki wymagało niestety skomplikowanego procesu produkcji. Podwozia z napędem były wysyłane do Włoch, do Zagato, gdzie dostawały karoserię, po czym całość odsyłano do Japonii na wykończenie. Był to jeden z powodów bardzo wysokiej ceny auta. Autech Stelvio Zagato kosztował około dwa razy więcej, niż Honda NSX!


Sukcesu rynkowego nie odniósł. Według różnych źródeł, zbudowano od 80 do 104 egzemplarzy. Dziś ten samochód jest dość mocno zapomniany. Ale od tego jest Autobezsens, by o takich dziwadłach przypominać!

0 komentarze:

Prześlij komentarz

Facebook

AUTOBEZSENSOWY MAIL



Archiwum