środa, 11 września 2019

Relacja: Rallye de Antigua, czyli co się ściga na Wyspach Kanaryjskich

Dziś będzie rajdowo i wakacyjnie jednocześnie. A takze nieco egzotycznie.

Ostatnio byłem przez dwa tygodnie na Fuerteventurze - jednej z Wysp Kanaryjskich, tej która leży najbliżej Afryki. Cudowne miejsce, ale o nim mam plan opowiedzieć nieco w kolejnym wpisie. Dziś bowiem będzie rajdowo. Niedaleko miejsca gdzie pojechaliśmy wraz z moją narzeczoną (a jednocześnie pilotką i wkrótce żoną), organizowany był bowiem rajd samochodowy.


Jaki konkretnie rajd? Runda Szutrowych Mistrzostw Wysp Kanaryskich, Rallye de Antigua. Jeden z jego odcinków rozgrywany był tylko 12 km od naszego hotelu, zlokalizowanego w Caleta de Fuste. Trzeba by tam dotrzeć. Ale okazało się to nie być takie proste. 

Wynajmowanie samochodu, żeby przejechać tak krótki dystans, postać dwie godziny oglądając auta i potem wrócić, było bezsensowne z punktu widzenia kosztów. Więc postanowiliśmy wynając rowery. Co okazało się zaskakująco trudne. Bo akurat odcinek który chcieliśmy obejrzeć rozgrywany był w sobotę od 15:45. A większosć wypożyczalni ma taką politykę, że jakbyśmy wzięli rowery w sobotę w dzień, to oddać moglibyśmy dopiero w poniedziałek. Płacąc po drodze za trzy dni. Co już było cenowo równoznaczne z wynajęciem auta. Bez sensu. Autobusem dało się w prawdzie bardzo blisko odcinka dojechać, ale ponieważ był to ostatni tamtego dnia autobus na tej trasie, to nie byłoby już jak wrócić. Nie ma to jak transport publiczny... Na szczęście po długich poszukiwaniach udało nam się trafić na miejsce zwane Canary Holiday Club, gdzie bardzo miła właścicielka powiedziała, żebyśmy brali rowery w piątek o 14:00, a po powrocie z rajdu do Caleta de Fuste dali znać smsem, to ona je odbierze. A jak nie będzie mogła to możemy trzymać do niedzieli za tą samą cenę. Czyli 10 euro od roweru. No to wynajęliśmy i pojechaliśmy. Stan rowerów pozostawiał nieco do życzenia - przerzutki zmieniane były dość losowo, a mi raz spadł łańcuch. Ale dojechaliśmy na miejsce i z powrotem najtaniej jak się dało, wiec w sumie polecam. 


Oto zaś opis tego co ujrzeliśmy:

Odcinek, który wybraliśmy do oglądania przejeżdżany był dwa razy i stanowił ostatnie próby całego rajdu (mapy tras dostępne są tutaj). Rozpoczynał się na treningowym torze szutrowym. Co miało ogromną zaletę, bo można się było ulokować na otaczających go wzgórzach i mieć widok na całkiem sporo zakrętów. Przynajmniej dopóki wszystkiego nie zasłoni kurz.

Lista zgłoszeń obejmowała 55 pojazdów. W serii generalnie dominują N-grupowe Lancery Evo i Imprezy. Była też jedna Fabia, która na liście zgłoszeń była oznaczona jako N5, a w wynikach online występowała jako R5. Wyglądała jak R5, ale nie mogę ze 100% pewnością stwierdzić, że nie jest to jakiś hiszpański wynalazek na bazie Lancera upchanego w karoserię Fabii (na podobnej zasadzie jak polskie rajdówki kategorii Proto).

W każdym razie to były pierwsze auta jakie ruszyły na trasę. Jechały widowiskowo, strzały antilaga roznosiły się zaś po całej okolicy, ku uciesze zgromadzonych dosć licznie kibiców. Niestety, w ostrym słońcu, kurzu i dość sporej temperaturze, moja Nokia 8 miała pewne problemy z ostrością obrazu, także zdjęcia i filmy nie wyszły najlepszej jakości.




Startowało także Mitsubishi Mirage Proto. Czyli Evo upchane w nadwozie Mirage. Takie pojazdy powstają m.in. w Polsce. Ciekawe czy to jeden z nich, czy jednak zbudowano go gdzie indziej:



Po tych dość standardowych w rajdowym świecie autach, nastąpiło to, na co czekałem najbardziej, czyli stardsze rajdówki oraz lokalne wynalazki.

Było nieco rajdowej klasyki w postaci Toyoty Celiki GT4:


A także starszej (V albo VI, nie zdążyłem rozpoznać) generacji Evo:



Klasyczna Impreza miała zaś problem ze skrzynią biegów (Opel na Rajdzie Podlaskim zapewnił podobne wrażenia za ułamek ceny):


Trafiła się też bardzo rzadko obecnie widywana Mazda 323 GT-R:


W rajdzie jechał także Citroen AX 4x4 Turbo (niestety nie ukończył rajdu):


Golf mk2 z jakimś doładowanym silnikiem i także napędem na wszystkie koła:


Z resztą nie był to jedyny Golf w stawce. Wśród aut przednionapędowych jechała także "trójka":


Był też drugi Citroen. Tym razem poprzednik AXa, czyli Visa (dojechała do mety):


O historii Citroena Visa w rajdach opowiedziałem nieco przy okazji dość dawnego wpisu.

Byly też oczywiście Seaty Ibiza (w końcu to terytorium hiszpańskie):


No i Toyoty. Corolla E10, Starlet, Yaris


A także, w klasie aut terenowych, Land Cruiser i RAV4:


Ciekawe jest to, że mimo iż był to klasyczny rajd płaski, jechały także auta z offroadu, mające oczywiście swoją kategorię w wynikach. I bardzo dobrze - zawsze to więcej załóg do oglądania. Załoga w Patrolu jechała wolno, aczkolwiek widowiskowo:


Była nawet klasa dla quadów:


Nie było za to, tak lubianych w naszych krajowych rajdach, aut marki BMW i Honda. Opli też brak. Na kanaryjskich szutrach, w klasach dla aut z napędem na jedną oś rządzą Toyoty i Seaty.

Rajd wygrała załoga wspomnianej na początku wpisu Fabii, czyli Gustavo Sosa Espinel/Rogelio Peñate Lopez. Niestety, przy tym aucie mój telefon za każdym razem nie mógł złapać ostrości. Widocznie faktycznie szybko jechali. Pełne wyniki można znaleźć tutaj. Warto zauważyć, że szutry na Fuerteventurze są bardzo wymagające dla sprzętu. Z 55 zgłoszonych pojazdów do mety dotarło tylko 35.

Ogólnie zawody oglądało się fajnie - ukształtowanie terenu i praktycznie brak roślinności sprawiały, że rajdówki widać długo. Kibice nie mogą więc narzekać na nudę. Ogólnie z tego co udało mi się wyczytać, to mieszkańcy Wysp Kanaryjskich rajdy bardzo lubią - imprez jest tam sporo. Zarówno szutrowych jak i asfaltowych. Także jeśli pojedziecie spędzić tam urlop to warto rozglądać się za plakatami rajdów. Motorsport jest praktycznie wszędzie, wystarczy tylko poszukać. 

A gdyby ktoś chciał sam się pościgać, to Opel Disastra jest na sprzedaż.

Facebook

AUTOBEZSENSOWY MAIL



Archiwum