Zakurzył się ten blog. Ale jeszcze nie pada do końca. Dlatego wrzucam ciąg dalszy przygód motorsportowych za kierownicą Opla Astry GSi
Lekcja 41 - czasem jednak trzeba odpuścić
Rajd Niepodległości w ramach Samochodowych Mistrzostw Białegostoku (SMB). Trzeba by przycisnąć nieco by odrobić straty w klasyfikacji spowodowane nieukończeniem Rajdu Bielska Podlaskiego. Na początku słabo to idzie - jakoś nie mogę się odnaleźć na ciasnych próbach. Ale w końcu jest ich aż osiem, więc jest szansa by nadrobić. Ta, nadrobić... ruszam do piątego i nagle słyszę potężny łomot. Ale auto jedzie. Tylko przy każdej zmianie biegów jest mocny halas. Urwało sie któreś mocowanie silnika. Awaria irytująca ale można z tym jechać... Ta, jechać... Na trzy zakręty przed końcem próby silnik się zatarł. Okazało się że po zerwaniu mocowania podporą stał się filtr oleju. Niezbyt nadający się do tej roli. Filtr pękł i olej sobie przez cały odcinek wyciekał. To temu tak nosiło tyłem... Wyskoczyłem z auta, ugasiłem pod maską mały pożar i zacząłem dzwonić po znajomych w poszukiwaniu lawety. Do kolejnej rundy został miesiąc. A mogłem się zatrzymać od razu po wystąpieniu awarii i uratować silnik a nie cisnać za wszelką cenę...
|
Przy okazji Astra zyskała nową nazwę: Disastra. Od angielskiego słowa "disaster" oznaczającego katastrofę.
Lekcja 42 - pozycja startowa jest ważna
Rzutem na taśmę udało się wsadzić drugi silnik i jeszcze wymienić w nim panewki. Oraz podłączyć, jak się okazało, odpięty wcześniej czujnik poziomu oleju. To temu ta lampka się nie zapaliła... Docieranie panewek odbyło się poprzez zrobienie trasy Białystok-Warszawa-Białystok. Jazda autem bez wygłuszeń w którym przy 110 km/h jest jakieś 3500 obr/min a do tego przełożenie główne jest na prostych zębach i przeraźliwie wyje, nie należy do najbardziej komfortowych. No ale czego się nie robi dla tego sportu. Wszystko się udało, auto działa, można jechać na ostatnią rundę SMB.
Impreza na Torze Wschodzący Białystok zaczęła się dobrze. Dość mokra nawierzchnia sprawiła że po trzech z czterech prób byłem na trzecim miejscu w klasyfikacji generalnej i pierwszym w klasie. Niestety, potem nastąpiła czwarta próba. Rozgrywana po zmroku. Ostatni przejazd był w kolejności odwrotnej do zajmowanych miejsc po trzecim przejeździe. Czyli jechałem prawie na końcu. Z wody na torze do tego czasu zrobił się lód. Myślałem, że hamuję wcześniej, że jest zapas nawet jak jest lód. A już po lekkim dotknięciu hamulca zblokowało mi cztery koła . Wyleciałem w żwir i się zakopałem. Musieli mnie wyciągać na holu. I znów zero punktów . Mój błąd tym razem, bo Opel jechał jak nigdy dotąd - do tego ja bardzo lubię deszczowe warunki. No ale właśnie - deszczowe, a nie nagły lód.
Koniec sezonu, czas na tuningi.
Lekcja 43 - nauka auta od nowa.
Tuningi polegały tym razem na poprawie antycznej geometrii zawieszenia Opla. Zostały wykonane customowe sworznie zwrotnicy, kielichy przerobiono pod regulowane mocowania górne. Całość jest na filmach u gościa który to projektował i wykonał.
Auto odebrałem w czwartek przed pierwszą rundą nowego sezonu SMB. Okazało się, ze hamulce prawie nie działają. Zastały się. No ale trochę jeżdżenia i zrobiło się lepiej. W piątek pojechaliśmy więc na tor potrenować. I wyszło, że nijak nie czuję tego auta teraz - jadę spodziewając się podsterowności, a ona nie występuje. Przy okazji wyszło, ze szpera Quaife ma pewien problem - brak spięcia wstępnego powoduje, że przy mocnych przeciążeniach (a teraz już się da takie osiągnąć) odelżone wewnętrzne koło traci przyczepność i jest poślizg jakby tej szpery w ogóle nie było .
No ale pierwsza runda SMB pojechana. I w końcu udało się dojechać do mety i zrobić powrót na podium. Konkurencja się nazbroiła - Hondy po ~200 i więcej KM, z wagami poniżej tony, Clio Sporty itd. 60 zgłoszonych załóg z czego 20 w K3. Jakoś się udało wyjeździć trzecie w klasie i piąte w generalnej. Oraz trzecie w teamach.. Ogólnie nowe zawieszenie się sprawdza, choć ja jeszcze jadę za ostrożnie i nie wykorzystuję jego potencjału. Do tego na pierwszym odcinku był problem z odmą i lał się olej w dolot. Przez co było odczuwalnie mniej mocy miejscami. Na dalszych już było lepiej. Jeszcze na trzecim odcinku wpuszczono przede mnie E30 którego kierowca miał problemy i mnie blokował (miałem ochotę urwać mu lusterka bo i tak nie używał). No ale tu organizator nieco skorygował mój czas.
Lekcja 44 - deszcz jest fajny
Na tydzień przed II rundą SMB udało się zaliczyć weekend treningowy. W sobotę, podczas Dnia Kobiet na białostockim torze, po raz pierwszy za kierownicę Disastry usiadła moja pilotka. Co ciekawe okazała się zdecydowanie najszybsza z obu grup pań w których jechała.
A w niedzielę miałem okazję pojeździć na, odbywającym się w deszczową pogodę, treningu. Co miało się okazać bardzo przydatne. Bo na rozgrywanych tydzień później zawodach też padało. Wyszło drugie w klasie K3 (na 16 załóg) i drugie w klasyfikacji generalnej (na 59 załóg). Oraz drugie w teamach. Na początku szło w miarę łatwo, od razu wskoczyłem na drugie w generalce. Drugi odcinek i znów zostałem zablokowany przez BMW. Tym razem E36 Compact. Różnica w osiagach Astry i przedstawiciela marki najgorszego auta jakie w życiu miałem, była tak duża, że wyprzedziłem go na trasie.
A potem nieco skorygowano mój czas ze względu na blokowanie. Ogólnie na pierwszych próbach lało strasznie, a ja lubię takie warunki. Ale jak na dwie ostatnie próby wyschło i do tego obie były ustawione raczje pod mocne auta, to obronienie się przed atakiem mającej 220 KM i ważącej 950 kg Hondy Civic VI było istnym cudem. Finalnie wyprzedziłem ją tylko o 0,2 s. Swoją drogą, sam duży bład popełniłem zostając na deszczowych oponach podczas trzeciej próby. No ale startowałem jako 5-ty i dla mnie jeszcze było nieco wody na trasie. A ta Honda miała już ją rozjeżdżoną. W każdym razie udało się jakoś przed nią wybronić (to, że jej kierowca trafiał opony na szykanach też pomogło).
Przed kolejnym startem wypadało się nieco zająć stanem blacharskim Disastry. Na progach zaczeło się robić nieładnie i podjąłem decyzję o ich wymianie. Wiecie jak potwornie ciężko jest teraz znaleźć blacharza który takie rzeczy robi? Nikomu się nie chce, nie opłaca. Najchętniej to by tylko gotowe błotniki przednie wymieniali. I to od razu w kolorze takie. Bo jakieś spawanie, czy coś to nieee, za ciężko. Ale finalnie się udało i Opel wrócił do dobrego stanu blacharskiego.
A skoro tak, to czas zaliczyć jakąś rundę wyjazdową. Koledzy namówili na II rundę serii Królewski Winter Cup. Drogie wpisowe, konieczność wynajęcia lawety ale podobno impreza fajna. No to jedziemy.
Dojeżdżamy na miejsce, a tam załóg przybyło ponad setka. Będzie z kim walczyć. Spacer po trasie i dwa wnioski - miejscami jest nawet interesująca, choć z rozmów z zawodnikami wynika że na każdej rundzie prawie taka sama. Co nie nastraja optymistycznie do walki o wyniki, skoro będziemy rywalizować z ludźmi którzy już ją znają. Cóż, pozostanie skupić się na nauce i zabawie. Drugi wniosek jest taki, że dość mocno tam śmierdzi końskim łajnem. No cóż, impreza rozgrywana jest przy torze wyscigów konnych i ze stajni nieco zawiewa. Ale w aucie nie powinno być tego czuć, więc jakoś wytrzymamy te pięć przejazdów.
Pierwszy odcinek przejechaliśmy bardzo zachowawczo, żeby poznać trasę. A na drugim zacząłem jechać nieco odważniej. I nagle odleciało mi koło. Pękł wykonany ostatnio sworzeń. W nic nie uderzyłem. Po prostu pękło i po zabawie. Zadzwoniłem do Marcina (odpowiedzialnego za te modyfikacje) i w niezbyt miłych słowach poinformowałem go o awarii oraz o tym, że na za tydzień auto ma mieć zrobione mocniejsze sworznie i jeździć bo jest trzecia runda SMB. Zaś nam pozostała rola widzów oraz kombinowanie jak polepić pasami itd. urwane koło by wjechać na lawetę.
Oraz zastanawianie się co ludzie widzą w tym Winter Cup. Serio, 250 PLN wpisowego i niby jest posiłek w to wliczony... Ta, jest... Stoi sobie grill ale dla zawodników jest tylko bigos i zupa. Gdy po awarii podeszliśmy by coś zjeść to zupy było na jedną porcję, a bigos już się skończył. Zaś reszta jest płatna. Cóż, jeśli organizator życzy sobie 250 PLN za pięć przejazdów w kółko tej samej trasy po parkingu plus pseudo-catering, a wszystko okraszone jest smrodem końskich odchodów, to ja już wiem że więcej tam nie wystartuję. Za tyle samo jeździłem GP Polski Time Attack, gdzie był posiłek w cenie (i to taki, którego starczyło dla wszystkich), trasa była szybka, a jazdy było dużo (90+ km na torze). Ogólnie na Winter Cup warto było pojechać by wiedzieć, że nie ma sensu tam jeździć.
Lekcja 46 - rozbieżność oczekiwań z wynikiem, a także lewego i prawego koła
Marcin stanął na wysokości zadania i wykonał sworznie z mocniejszego materiału. I grubsze.
Trzecia runda SMB. Niestety znów nie poszło. Auto poskładane właściwie na dzień przed imprezą. Na pierwszym odcinku próba przejechania szybkiego prawo-lewo-prawo ogniem na czwórce skończyła się obróceniem i wypadnięciem z trasy. Choć jeszcze bez uszkodzeń. A na trzecim tak odrabiałem, że w tym samym miejscu mocno walnąłem w slupek opon i pokrzywiło mi drążek kierowniczy (tak, słupek opon trafiony przy ponad 100 km/h nie jest mięciutki...) I jeszcze 10 sekund kar nałapałem przez to. Zaś pozostałe trzy odcinki jechane na krzywych kołach, z mega rozbieżnością i skręcając kierownicę by jechać prosto.
Finalnie wyszło 11 w klasyfikacji generalnej (na 50 załóg) i 6-ste w klasie (na 15 załóg), czyli słabo. Zabrakło 0,2s by w obu klasyfikacjach podskoczyć o jedno miejsce . Na pocieszenie złapałem 4 punkty do klasyfikacji generalnej za ostatni odcinek, tzw. Power Stage. Miałem na nim drugi czas w klasyfikacji generalnej. Co jest jakimś cudem biorąc pod uwagę jak koszmarnie jechała Astra z tymi uszkodzeniami - nie sposób było przewidzieć w którą stronę pociągnie w danej chwili . No ale nic, jest meta i parę punktów. Biorąc pod uwagę co odwaliłem, to w sumie pozostaje się cieszyć, że w ogóle do mety dojechałem . Tyle dobrego, że jak zawieszenie wytrzymało tę demolkę, to znaczy że poprawiony element sworznia jest dobry i awaria z wyjazdu do Warszawy już nie powinna się powtórzyć.
Lekcja 47 - start za wszelką cenę nie zawsze jest dobrym pomysłem
SKJS podczas Rajdu Podlaskiego, czyli powrót na szuter. Ze względu na drzewa rosnace przy trasie i szybkie odcinki, postanowiłem nieco zainwestować w bezpieczeństwo. Na wyposażeniu załogi znalazły sie wiec kołnierze Simpsona oraz kaski z homologacją FIA. Pasy bezpieczeństwa zaś zostały rozbudowane do 6-punktowych (do tej pory były 4-punktowe).
Tym razem chciałem się przygotować i coś potrenować na luźnej nawierzchni. Ta... potrenować... Jak tylko wraz z kolegą znaleźliśmy kawałek szutru by można było to zrobić, to Disastra straciła piąty bieg.
Szczęście jest takie, że piątkę w skrzyni F20 da sie wymienić bez wyjmowania skrzyni (na co nie było czasu tuż przed rajdem). Problem jest tylko taki, że nie ma wtedy pewności że coś nie zostało w obudowie (choć było to sprawdzane i endoskopem i magnesem). No ale nie ma wyboru, trzeba jechać tym co jest.
No to jedziemy. Pierwszy odcinek dużo za ostrożnie, drugi już cokolwiek znośnie, na trzecim zaś znowu padła skryznia. Coś musiało jednak zostać. Najpierw był problem z wrzuceniem trójki, potem znów szlag trafił piątkę. Zakręt dalej rozleciała się do reszty trójka. Oczywiście poddawanie się nie wchodzi w grę i jechałem dalej na samej czwórce. Daleko nie zajechałem, na dwa zakręty przed końcem odcinka musiałem zredukować do drugiego biegu przed wolnym zakrętem. Przy próbie powrotu na czwarty, skrzynia rozleciała się w ogóle i trzeba było zjechać z trasy. Po imprezie.
Onboard z demolowania skrzyni:
Lekcja 48 - warto poczytać internet
Na szczęście skrzynie do Opla są tanie. Za koszt jednej śmierdzącej imprezy (250 PLN) udało się kupić "nową" skrzynię do której zamontowano przełożenie główne i "szperę" Quaife. O dziwo, mimo totalnej demolki starej skrzyni (m.in. pęknięty wałek) akurat te dwa najdroższe, nieseryjne elementy nie uległy żadnym uszkodzeniom. No i w sumie fajnie, dzięki temu auto wróciło do sprawności relatywnie niewielkim kosztem. A do tego skrzynia jest nowszego typu (F18) niż używane do tej pory wymęczone F20. Czyli kolejna awaria powinna już nie wrócić.
Do tego, skoro mam w końcu regulację nastawów zawieszenia, to wypadałoby z niej skorzystać. Trochę pokombinowałem, poczytałem i czas było sprawdzić teorię w praktyce. No i okazało się, że prawdą jest to co w internetach piszą, że jak sie da za duży kąt wyprzedzenia sworznia zwrotnicy to może wewnętrzne koło tracić przyczepność w połowie zakrętu. Po zmniejszeniu go, okazło się że szpera Quaife nagle lepiej działa. Oraz auto nieco chętniej skręca. Ogólnie wystarczyło to na powrót na podium klasy podczas IV rundy SMB. I to mimo zachowawczej, spokojnej jazdy - po ostatnim nie chciałem ryzykować i miało być równo i solidnie oraz z pucharkiem na koniec oraz bez tracenia punktów. Co udało się zrealizować - obecnie, po czterech rundach Disastra jest na piątym miejscu w klasyfikacji generalnej sezonu oraz na trzecim w swojej klasie. Czyli dalej Opel jest w stanie walczyć, jak kierowcy nie poniesie fantazja. A co się uda z tym zrobić dalej to zobaczymy.
Na razie zajałem sie w końcu poprawą estetyki. Zmieniłem błotnik na niepogięty, zderzak przedni na niepołamany. Oprócz tego poprawiłem sporo drobnostek typu usunięcie resztek starych naklejek, naprawienie urwanego paska od otwierania drzwi itd. Nadal nie jest to piękne auto, ale choć trochę lepiej wygląda. A to znaczy, że można spróbować je wystawić na sprzedaż
Nie, nie kończę startów. Po prostu po tylu latach w Oplu chciałbym spróbować czegoś innego. Co to będzie? Nie wiem, zobaczymy na co budżet pozwoli po sprzedaży Disastry. O ile w ogóle znajdzie się chętny by ją kupić. W każdym razie oto ogłoszenie wraz z pełną specyfikacją:
0 komentarze:
Prześlij komentarz