sobota, 30 maja 2020

Motohistoria: General Rotary Motors

General Motors może i jest dość często wyśmiewane ze względu na dziwaczne niekiedy decyzje. Ale jest to jeden z moich ulubionych producentów samochodów. W końcu największe dotychczasowe sukcesy w jeździe sportowej osiągnąłem Oplem Astra F, czyli produktem stworzonym przez jedną z marek należących do tego amerykańskiego koncernu. A do tego wiadomo: Corvette, Camaro, bogata historia w NASCAR... Ale najważniejsze jest co innego. Na tym blogu przecież chodzi dziwaczne pojazdy. A w tej dziedzinie też GM popisywało się wielokrotnie. Nawet jeśli same auta z zewnątrz wyglądały normalnie, to pod maską mógł się znaleźć np. silnik parowy (jak już zostało opisane w tym wpisie). Albo silnik Wankla. Co zostanie opisane we wpisie który właśnie czytacie.

Na początku lat 70-tych Chevrolet opracowywał nowy model bazowy, czyli Vega. Wymyślono, że dobrym napędem do niego byłby silnik Wankla. Stwierdzono, że dzięki niewielkiej liczbie ruchomych elementów taki napęd powinien być lekki i przede wszystkim niezawodny (ta, jasne...).

Pracę rozpoczeły się od zakupu licencji na technologie potrzebne by stworzyć własny silnik z wirującymi tłokami. Kosztowały one aż 50 milionów dolarów. Co po uwzględnieniu inflacji i przeliczeniu na dzisiejsze pieniądze wynosiłoby.... bardzo dużo pienędzy.

Odpowiedzialnym za rozwój projektu był Bob Templin. Dwa razy w tygodniu do centrum rozwojowego GM w Warren, w stanie Michigan przyjeżdżał też ówczesny prezes koncernu, Ed Cole, by skontrolować prace. Silnik miał być gotowy na rok 1973. Chevrolet Vega zaś miał zadebiutować  w roku 1974. 

W roku 1972 w magazynie Popular Science ukazała się następująca ilustracja:



Więc oficjalnie było już ogłoszone, ze Vega będzie miała wirujące tłoki. Jakie konkretnie? Otóż zdecydowano się na dwuwirnikowy silnik o pojemności 3,38 litra. Miał on być zbudowany z aluminium, bo ma ono dobre właściwości odprowadzania ciepła oraz pozwoliło na stworzenie lekkiej jednostki napędowej. Za zapłon odpowiadały po dwie świece na każdą komorę spalania. Były one zasilane z dwóch rozdzielaczy.



Zbliżona do produkcyjnej jednostka otrzymała oznaczenie RC2-206. Maksymalna moc wynosiła 150 KM przy 6000 obr./min., zaś maksymalny moment obrotowy 169 Nm przy 4000 obr./min. Cały silnik ważył 116 kg i składał się z 698 elementów ( z czego 154 ruchome). Dla porównania 5-litrowe V8 z tamtego okresu miało 1103 elementy (388 ruchome) i osiągało 130 KM przy 4000 obr./min., 312 Nm przy 2400 obr.min. ważąc przy tym 211 kg. 



W roku 1973 powstały pierwsze auta napędzane nowym silnikiem. Kilka przedprodukcyjnych egzemplarzy Chevroleta Vegi wysłano do Kanady na testy w zimnym klimacie. Ale nie tylko Vegę napędzały wirujące tłoki.


Pod koniec lat 60-tych inżynierowie pod przewodnictwem pana nazwiskiem Zora Arkus-Duntov, stworzyli eksperymentalny samochód z centralnie umieszczonym silnikiem i nazwali go Experimental Project 882. W skrócie XP-882. Miało to być badanie mozliwości zbudowania Corvette z takim właśnie układem napędowym. Prototyp Napędzało poprzecznie umieszczone V8. Auto wyglądało tak:


W roku 1972 projekt był dalej rozwijany i zmieniono mu oznaczenie na XP-895. Zbudowano takze drugi egzemplarz, wykonany w calości z aluminium. I to właśnie w nim zastosowano do napędu połaczone ze sobą dwa Wankle. Tak zbudowany, 4-wirnikowy silnik osiagał 420 KM. Auto zostało zaprezentowane publiczności w roku 1973 i wyglądało tak:


Z czasem zyskało nazwę Aerovette. Oprócz niego, w tym samym roku zaprezentowano też drugi prototyp. Tym razem tylko z dwuwirnikowym silnikiem, takim jak miał się znaleźć w modelu Vega. Co ciekawe samo auto bazowało na Porsche 914, a za projekt nadwozia odpowiadało studio Pininfarina. Ten samochód został oznaczony XP-897. Tak wyglądał:


Swoja drogą ten pojazd w czasach juz nam bliższych, podobno odnalazł się... z wsadzonym silnikiem 13B z Mazdy RX-7. Ale to inna historia, wracamy do lat 70-tych.

Prototypy zaprezentowane, publiczność niecierpliwie wyczekuje kiedy będzie mogła pójść do salonów Chevroleta po takie pojazdy, czyli wszystko idzie super? No niezbyt.

Szefowie GM stwierdzili, ze trzeba sprawić by nowy silnik spełniał normy emisji spalin, które miały zacząć obowiązywać od roku 1975. Wymusiło to zmiany w umieszczeniu świec w komorze spalania - do tej pory były one szeroko rozstawione, ale trzeba było je do siebie zbliżyć, tak jak robiła to Mazda w swoich wanklach. Normy udało się spełnić, ale zużycie paliwa nadal było bardzo wysokie. 

Jednak amerykańska Agencja Ochrony Środowiska zdecydowała sie nieco zmniejszyć wymagania nowych norm i możliwy był powrót do starego projektu rozmieszczenia świec. Inżynieorwie musieli się bardzo "ucieszyć" z koniecznosci przeprojektowywania co raz tego silnika tylko dlatego, ze urzędnicy nie mogą się zdecydować... W każdym razie, przy okazji wprowadzono szereg innych ulepszeń i udało się osiagnać zużycie paliwa na poziomie 12 litrów na 100 km. Co jak na auta amerykańskie było w tamtym czasie akceptowalnym wynikiem.

Niestety, dalsze testy wykazały, że silnik ma spory problem z niezawodnością - wysokie temperatury i ciśnienie niszczyły uszczelnienia na wierzchołkach tłoka (tzw. "apexy"), a także chromowo-aluminiowo-stalową powłokę komór spalania.

Nie udało się poradzić z tymi problemami do debiutu Vegi. Mimo, ze inżynierowie pracowali całymi dniami, nie udało sie też tego zrobić na rok modelowy 1975. Po zapłaceniu kolejnych 10 milionów opłat licencyjnych, managerowie GM mieli dość. Program silnika Wankla został zawieszony, a następnie odwołany. Inżynierowie w prawdzie twierdzili, że mają już przetestowane rozwiazania które rozwiążą problemy, ale nikt ich nie chciał słuchać. Tak zakończyła się historia wirujących tłoków w General Motors.

Co ciekawe, odbiło się to również na innej firmie. American Motors Corporation (AMC), miało umowę z GM, że będą od nich kupować silniki Wankla i montować do projektowanego w tym czasie modelu Pacer. Po tym jak GM wycofał się z tego pomysłu na napęd, inżynierowie AMC musieli zmienić znacząco cały projekt, by udało się zmieścić pod maską silnik 6-cylindrowy, który do tej pory napędzał inne auta tego producenta.

Zdjęcie z gratem poza tematem

A teraz czas na tradycyjne już na tym blogu, konczące wpis zdjęcie niezwiązane z tematem. Tym razem Żuk na czarnych tablicach, który  nawet nie jest gratem, tylko jest normalnie użytkowany. Ale słowo "grat" mi się rymuje, więc musi zostać w tytule.




piątek, 22 maja 2020

Poznajemy Sporty Motorowe: Thai Super Pickup

W niedawnym wpisie o tajskiej motoryzacji, wspomniałem że Tajowie uwielbiają pickupy. A skoro jakiś pojazd jest popularny, to nieuniknione, że w końcu powstanie także i seria wyścigowa. I oczywiście powstała. Zapraszam na wpis o serii Thailand Super Pickup, czyli najnowszą odsłonę serii Poznajemy sporty motorowe.

Wyścigi pickupów rozgrywane są w ramach Thailand Super Series, czyli serii aut klasy GT. Ale w ramach weekendów wyścigowych tej głównej kategorii, organizowane są też zawody towarzyszące dla wolniejszych samochodów. W tym właśnie pickupów. 


Na sezon 2020 zaplanowane było pięć rund, rozgrywanych na następujących torach: Chang International Circuit (dwie rundy), Bangsaen Street Circuit (tor uliczny), Bira Circuit oraz jedna runda wyjazdowa na torze ulicznym w Hanoi gdzie miał się odbyć wyscig Formuły 1. Oczywiście ze względu na sytuację z wirusem, wszystko zostało odwołane.

Przejdźmy więc do tego jakie auta są dopuszczone do rywalizacji. Nacisk kładzie się na to by wyścigowe pickupy były jak najbardziej zbliżone do seryjnych. Dlatego nie jest dozwolone wiele modyfikacji.

Budowa aut:

Nadwozie

W rywalizacji mogą brać udział tylko pickupy produkowane w Tajlandii. Czyli przede wszystkim tak uwielbiane przez nich Isuzu D-Max. A także np. Toyota Hilux, Mazda B-series i Mitsubishi L200. W ramach wyjątku, dopuszczony jest także Ford Ranger w wersji Raptor (w Tajlandii produkowany jest tylko zwykły Ranger).


Można zgłosić zarówno auto w wariancie dwu- jak i czterodrzwiowym. Dozwolona jest zmiana  na lżejsze (laminat lub włókno węglowe) odpowiedniki błotników przednich, przedniego zderzaka, maski oraz wszystkich drzwi, oprócz tych od strony kierowcy. Zderzak tylny musi zostać usunięty. Na pace dozwolone jest zamontowanie spojlera, którego długość może wynosić maksymalnie 140 cm, a szerokość 25 cm. Zaś wysokość nie może być większa niż wysokość kabiny. Pokrywa paki jest opcjonalna. Z przodu również można zamontować spojler, lecz nie może on wystawać więcej niż 50 mm przed zderzak. Światła muszą działać jak fabryczne. Szyby mogą być wymienione na poliwęglanowe.

Szerokość nadwozia nie może przekraczać 210 cm. Minimalna masa własna zależna jest od pojemności skokowej zastosowanego silnika i określa ją następująca tabela:

Pojemność skokowa [ccm]
Masa [kg]
poniżej 2150
1380
2151 – 2250
1415
2251 – 2350
1450
2351 – 2450
1465
2451 – 2550
1495
2551 – 2650
1555
2651 – 2750
1585
2751 – 2850
1615
2851 – 2950
1645
2951 – 3050
1675
3051 – 3150
1705
3151 – 3250
1735

Masa może być też odgórnie zwiększana. Wzorem europejskich i amerykańskich serii dla aut turystycznych i GT, również tutaj auta które osiagają dobre wyniki są doważane. Ma to na celu wyrównanie szans i zapobieganie sytuacji, w której jeden model zdominuje całe mistrzostwa.


W każdym razie, skoro już o silnikach mowa...

Silnik i przeniesienie napędu

Dopuszczone są tylko turbodiesle z systemem Common Rail, napędzające jedną oś. Silnik może być inny niż fabryczny, ale musi pochodzić od tego samego producenta. Wszystkie auta mają obowiązkowy restryktor w układzie dolotowym - zwężkę o średnicy 46 mm.

Dozwolone jest dołożenie intercoolera jeśli auto nie posiadało go fabrycznie. Musi on jednak znajdować się pod maską. 

Jeśli chodzi o skrzynie biegów, regulamin określa, że mają one być albo manualne, w układzie H, albo automatyczne. Skrzynie sekwencyjne nie są dozwolone. 

System kontroli trakcji również jest zabroniony.

W regulaminie jest co prawda zapis, ze auto ma spełniać normy emisji spalin i nie dymić, ale na filmach z wyścigów nie za bardzo widac by ktoś tego przestrzegał.

Zawieszenie

Można zmieniać sprężyny i amortyzatory. Górne punkty mocowania zawieszenia można przesunąć o nie wiecej niż 20 mm. Stabilizatory dowolne, może być nawet i bez nich.

Ogólnie zawieszenie ma być zamontowane bez żadnych przeróbek nadwozia.

Hamulce

Regulamin tutaj określa tylko, ze dozwolona jest zmiana zacisków na takie z dowolną ilością tłoczków. Oraz zakazuje używania ABS. 

Koła i opony

Jako że serię sponsoruje firma Hankook, to dozwolone są tylko opony tej marki. Konkretnie model Z232 RS4 w rozmiarze 235/45R17 lub 245/40R17 (do wyboru)

Wnętrze

Obowiązkowa jest klatka bezpieczeństwa i system gaśniczy. Fotele kubełkowe, z homologacją FIA. Pasy bezpieczeństwa również z FIA. Wymagany jest również system HANS.

Format zawodów

Podczas jednego weekendu na danym torze rozgrywane są dwa wyścigi, trwające maksymalnie 40 minut każdy. Dzień wcześniej odbywają się kwalifikacje. A poza tym standardowo - kto dojedzie pierwszy ten wygrywa.


Ale po co opisywać, jak można zobaczyć. Oto film z jednej z rund sezonu 2018:



Więcej mozna znaleźć na kanale youtube serii Thailand Super Series.

Podsumowanie

Ogólnie jest to na pewno ciekawa seria i żałuję, ze podczas mojego pobytu w Tajlandii nie miałem możliwości zobaczyć jej na żywo. Istnienie tych zawodów po raz kolejny pokazuje że wszystkim można i trzeba się ścigać. A że pickup jako auto do sportu wydaje sie nie mieć sensu, to tym lepiej. Dzięki temu może powstać wpis na Autobezsensie!


Zdjęcie gratów obok głównego tematu

Zgodnie z nową tradycją tego bloga, na koniec wpisu ma się pojawić jakieś zdjęcie ciekawego  (albo i nie) pojazdu który udało mi się spotkać i któremu zrobiłem zdjęcie. Była Octavia po tuningu, były zdjęcia z wakacji, to teraz czas na wrastającego Zaporożca:



czwartek, 14 maja 2020

Motohistoria: Bułgarskie supersamochody

Znów będzie temat historyczny plus zdjęcia z wakacji. W roku 2018 udało mi się odwiedzić Bułgarię. Natomiast znacznie później dowiedziałem się, że w tym kraju produkuje się od dłuższego czasu samochody sportowe.

Motohistoria:


Pierwszym Bułgarem, który zaczął na poważnie myśleć o budowie auta sportowego był Wielizar Andrejew. Absolwent bułgarskiego Instytutu Inżynierii Maszyn i Elektroniki (MEI), na kierunku uczącym projektowania pojazdów, juz na studiach zbudował swoje pierwsze auto (niestety nie zachowały się o nim żadne informacje). Na pracę dyplomową zaś stworzył kolejny samochód osobowy. Również nie ma żadnych zdjęć, ale podobno auto miało bardzo nowoczesną stylistykę, wraz z nowatorskimi w tamtym czasie otwieranymi lampami przednimi. Nie przypadła ona jednak do gustu oceniającym pracę i pan Andrejew otrzymał tylko dostateczną ocenę. Tak czy inaczej studia ukończył w roku 1962.

Nie zniechęcał się co do pomysłów stworzenia własnego samochodu. Miał już nazwę - Sofia. Czyli tak samo jak stolica Bułgarii. W roku 1979 założył on "Sofia Club" mający zrzeszać osoby chcące wraz z nim ten pomysł realizować. W roku 1981 udało sie zbudować pierwszy prototyp auta. Auto miało nadwozie z laminatu, zaś silnik pochodził z Łady 2101. Nie było jednak drzwi i dachu.


Pojawiły się one w następnym prototypie, powstałym roku 1984. Widać na nim też napis "Sofia" pisany cyrlicą:


W roku 1986 Andrejew założył firmę Avantgarde, która miała zająć się seryjną produkcją Sofii. Do współpracy miało przystąpić przedsiębiorstwo Balkancar, znane z budowy wózków widłowych. Z takim wsparciem rozpoczęto budowę kolejnej ewolucji auta, nazwanej Sofia B. Różniła się ona od poprzednich przeprojektowanym wnętrzem, zaś z zewnątrz popracowano nieco nad stylistyką, m.in. rezygnując z otwieranych reflektorów. Prototyp Soffi B wyglądał tak:


Zaś wersja finalna tak (na zdjęciu odrestaurowany egzemplarz):


Do roku 1990 powstało 12 egzemplarzy aut Sofia. Nie jest jasne ile z nich było wersją B, a ile A. Część z nich niestety znalazła sie na złomie.


To ostatnie to chyba egzemplarz z tego zdjęcia:


Ogólnie informacje o tych autach znaleźć jest niezwykle trudno. Ciężko rozróżnić co było prototypem,  a co wersją finalną, bo każdy samochód powstawał chałupniczymi metodami. Informacje techniczne również są niemal niemożliwe do znalezienia. Wiadomo tylko, że silniki cały czas pochodziły z Łady 2101.

Znalzałem jeszcze słabej jakości film na którym widać nieco wnętrze jednego z egzemplarzy. Można go zobaczyć tutaj.

Zaś w roku 1990 Wielizar Andrejew zaprezentował i wprowadził do produkcji auto rekreacyjno terenowe nazwane Sofia C. Również bazowało na mechanice Łady (nie wiadomo tylko której):


Samochód był produkowany do roku 2001, czyli do śmierci Andrejewa. Powstało 60 sztuk. Sprzedawano je pod marką Vilicar.

Obecnie syn konstruktora zajmuje się produkcją części do istniejących jeszcze egzemplarzy Sofii. W planach jest także wprowadzenie tych aut znów do produkcji jako zestawów do samodzielnego montażu.

Jednak Bułgarzy mają i inną markę samochodów sportowych. Firma SIN Cars od roku 2015 buduje model R1. Napędzają go centralnie umieszczone silniki znane z Chevroleta Corvette C6. Czyli do wyboru 6,2-litrowe V8 (450 KM), 7,0-litrowe V8 (530 KM) oraz doładowane kompresorem 6,2 -litrowe V8 o mocy maksymalnej 650 KM.


Auto ma także wariant do wyścigów GT4:


Zaś w roku 2018 zaprezentowano model S1 okreslany jako konstrukcja modułowa. Mająca umożliwić jego nabywcom montowanie szerokiej gamy silników i konfigurowanie auta pod swoje własne wymagania.


Firma planuje także zbudowac na jego bazie samochody elektryczne i hybrydowe.


Zdjęcia

A teraz czas na trochę zdjęć tego co udało mi się spotkać na bułgarskich ulicach. Pierwszy widok po wyjściu z budynku lotniska prezentował się następująco:


Łady nadal są dość częstym widokiem na bułgarskich drogach:


Z aut bloku wschodniego udało się też spotkać Moskwicza Aleko:


Zaś wśród starych samochodów dość czesto można natrafić na auta francuskie:


Francja, Rosja i Niemcy na jednym zdjęciu z Bułgarii. Globalnie:


A skoro już przy niemieckich autach jesteśmy to Golf II po tuningu trafi się wszędzie:


Zaś zdecydowanie rzadszym widokiem (zapewne ze względu na trwałość nadwozia) jest Opel Corsa A:


Nie pamiętam, kiedy w Polsce ostatni raz widzialem Forda Probe I generacji. A w Bułgarii jeszcze występują:


Kończymy zdjęciem Austina spotkanego w Nessebarze:


Nessebar, drugie najstarsze miasto w Bułgarii, to ogólnie fajne miejsce, ale najlepiej pojechać tam  w tygodniu. W weekendy jest potwornie tłoczno. A warto też odwiedzić najstarsze miasto w kraju, czyli Sozopol. Jest chyba jeszcze bardziej urokliwy. Z miejsc które polecam w Bułgarii muszę też wspomnieć o przylądku Kaliakra - są tam cudowne widoki.




wtorek, 5 maja 2020

Motohistoria: Tajskie transformery + zdjęcia wycieczkowe

Jako, że obecnie wszelkie wyjazdy zagraniczne są niemożliwe, zostaje tylko wspominać poprzednie wycieczki. W lutym tego roku, kiedy jeszcze sytuacja z wirusem nie wydawała się poważna, udało mi się wraz z żoną odwiedzić Tajlandię. Oprócz standardowych zdjęć morza, przepieknych krajobrazów itd. starałem sie robić też zdjęcia aut. Ale że nie było ich zbyt dużo (byliśmy w Khao Lak, przez które przebiega właściwie jedna główna droga i tyle), to postanowiłem te zdjęcia połaczyć z jakąś wiedzą o tajskiej motoryzacji. Opowiem Wam więc o jedynym tamtejszym producencie samochodów zwanym Thai Rung (pisane w orginale jako ไทยรุ่ง). Najpierw więc będzie nieco bezużytecznej wiedzy, a potem bedą słabe zdjęcia. Zapraszam!

Motohistoria:


Tajski Świt (bo tak tłumaczy się nazwę) został założony w roku... 2510. Skad ta data? Stąd, że w Tajlandii nadal często używa się kalendarza buddyjskiego, który jest przesunięty do przodu względem naszego o 543 lata. Czyli "po naszemu" firma powstała w roku 1967. Zajmuje się przede wszystkim montażem aut innych producentów, takich jak Isuzu, Toyota, Nissan i Chevrolet. Niekiedy zaś wprowadzali do nich pewne modyfikacje i sprzedawali pod własną marką. Najczesciej owe modyfikacje polegały na przerobieniu oferowanych pickupów na kombi. Pierwszy model pod marką Thai Rung (często pisane też jako Thairung) to Station Wagon z 1979 roku. Zbudowano go na bazie Isuzu Faster:


Pomysł ze Station Wagon chwycił i już od wielu lat marka oferuje pickupy Isuzu przerobione na kombi. Na przykład tak wygląda Thai Rung Adventure zbudowany na bazie Isuzu TF:


A tak Thairung Adventure Master na bazie Isuzu D-Max:


Historyczne modele Thai Rung można zobaczyć w tej tajskiej broszurze.

Ogólnie Tajowie uwielbiają Isuzu, szczególnie model D-Max. Idąc tam ulicą co chwila albo mija się zaparkowane Isuzu, albo sami jesteśmy mijani przez jadące Isuzu. Ale o krajobrazie motoryzacyjnym Tajlandii opowiem trochę na koniec wpisu.

W roku 2011 zaprezentowali oni powstały dla tajskiej armii model MUV4. Bazuje on na Toyocie Hilux siódmej generacji (zwanej Vigo). Auto napędza trzylitrowy turbodiesel Toyoty. Aż dziwne, że nie zrobili tego na bazie Isuzu.


W tym samym roku powstała też wersja drogowa tego samochodu pod nazwą Transformer, z wyposażeniem bardziej nastawionym na komfort. Oferowała miejsca dla pięciu osób:


Wnętrze jest zwyczajnie wyciagnięte z Hiluxa i tyle, nawet znaczek Toyoty został:


Zrobiono także wariant Max, mogący pomieścić 11 osób:


W znalezionym w internecie teście tego auta wyczytałem, że miało ono spore problemy z dynamiką. Było cięższe od Hiluxa i mniej aerodynamiczne, co sprawiało że podjazdy pod wzniesienia (a tych jest w Tajlandii sporo) były problematyczne. Chwalono natomiast zawieszenie - ponoć jeździ się bardziej komfortowo niż Toyotą. Zapewne przez to, ze pickupowe zawieszenie jest w tym wypadku obciążone tylną częścią nadwozia.

Auto utrzymało się w produkcji do 2016 roku, kiedy to zaprezentowano następcę, model Transformer II. Tym razem bazujacego na ósmej generacji Hiluxa (Hilux Revo). Samochód wzbudza zainteresowanie dość odważną stylistyką:


Wnętrze tak samo jak w poprzedniku jest po prostu przejęte z auta bazowego:


Transformer II może być zamówiony w wariancie dla 5, 7, 9, a takze 11 osób. Pod maską znajdziemy diesle Toyoty o pojemności 2,4 lub 2,8 litra (150 lub 177 KM mocy maksymalnej). Mogą być łączone z ręczną skrzynią sześciobiegową lub przekładnią automatyczną o takiej samej ilości przełożeń. Napęd na tył lub na cztery koła. Podwozie oczywiście również zostało przejęte z Hiluxa co sprawia, że dostępne jest także adaptacyjne zawieszenie.


Nie wiadomo czy ktoś to kupuje, ale auto cały czas jest w produkcji.


Zdjęcia:

Niestety, podczas pobytu w Tajlandii nie widziałem ani jednego Transformera I czy II generacji. A co udało się zobaczyć jeśli chodzi o motoryzację? Oczywiście Isuzu aż po horyzont:


W Khao Lak, gdzie byliśmy, nie ma tuk-tuków, tylko pickupy (nie tylko Isuzu) przerobione na taxi:



Pasy bezpieczeństwa dla pasażerów? A po co?


Ale za to jest tanio, sympatycznie i da się wszędzie w okolicy dojechać bez problemu


Pickupy też sie tuninguje, przede wszystkim efektownymi felgami:



W ogóle tuning w Tajlandii trzyma się bardzo mocno:


Modyfikacjom estetyki nie oparła sie nawet stojąca za samobieżnym straganem śmieciarka:


Nieprzydatna ciekawostka: na rynek tajski Toyota Tercel była sprzedawana pod nazwą Soluna:


Ogólnie w krajobrazie motoryzacyjnym Tajlandii dominują samochody japońskie. Wśród innych marek dominuje Ford z modelem Ranger. Bo to w końcu pickup. Bardzo rzadko widać samochody niemieckie, ale sie zdarzają. Tak jak to W140:


Zdarzają sie też oczywiscie marki chińskie. A przynajmniej wykupione przez Chińczyków tak jak to MG:


Ogólnie Tajlandię wspominam bardzo miło i polecam odwiedzić ten kraj, jak już sytuacja na świecie znormalnieje. Jeśli trafilibyście w okolice Khao Lak, to warto odwiedzić znajdujący się w pobliżu park narodowy Khao Sok z przepięknym jeziorem, a także wybrać się taxi-pickupem nad wodospad Ton Chong Fa.


Facebook

AUTOBEZSENSOWY MAIL



Archiwum