czwartek, 1 października 2015

News: Bezrajdowe Mistrzostwa Świata/Polski

Ostatnio ogłoszono, ze w przyszłym roku kalendarz Rajdowych Mistrzostw Świata będzie się składać z czternastu rund. To o jedną więcej, niż obecnie. Nowym (no, nie do końca) krajem w WRC mają być Rajd Chin. Oczywiście pod warunkiem, że pozytywnie zostanie oceniony zostanie rozegrany w sierpniu rajd kandydacki - Rally Beijing-Huairou. Nie, też nie wiem, dlaczego ocena trwa tak długo. Ale sam pomysł zorganizowania rajdu WRC w Chinach wydaje mi się świetny. To ogromny rynek - biorący udział w mistrzostwach producenci będą mogli zaprezentować swoje marki wielu potencjalnych klientów.

O dołączenie rajdu w Chinach zabiegał przede wszystkim Citroen, który od 2017 roku ma skupić się tylko na jednym programie sportowym - albo WRC, albo WTCC. No to fajnie: dodano im rajd w kraju, na którym im zależy, wiec powinni zostać. Otóż nie - Citroen zagroził... odejściem z WRC!

 


Otóż wg. Lindy Jackson, która jest kimś ważnym w Citroenie, 14 rajdów to za duży koszt. Jeśli mają wejść Chiny to trzeba coś usunąć. Marka, która w przeciwieństwie do pozostałych zespołów producenckich (VW i Hyundai), wystawia tylko dwa samochody co rajd, twierdzi że jedne rajd to dla niej zbyt duże koszta. Nie słychać o protestach ze strony Hyundaia ani VW (który ma w perspektywie zapłacenie ogromnej kary za aferę z dieslami w USA). Nie protestuje nawet M-Sport, który nie ma przecież nawet pełnego wsparcia Forda. Mimo to, wg. Lindy Jackson:
"Jeśli będzie czternaście rajdów, nie będziemy dalej startować. Mogę zapewnić, że taką samą odpowiedź otrzymacie od wszystkich producentów: nie dla czternastu rajdów."
No jakoś na razie nic takiego od pozostałych producentów nie słychać. Szczególnie od VW: dziś, tuż przed Tour de Corse, Jost Capito zapewnił wszystkich, że mimo afery dieslowej, niemiecka marka zostaje w WRC przynajmniej na najbliższe cztery lata. I co teraz, pani Jackson?

Tym bardziej, że 14 rajdów to na prawdę nie jest dużo. W latach 2004 - 2007, kalendarz WRC składał się z szesnastu rund. I nikt nie narzekał. A najmniej Citroen.

Obecnie niemal każdy rajd w WRC wyróżni się czymś szczególnym: Monte Carlo to ekstremalnie trudny klasyk z nieprzewidywalnymi warunkami, Finlandia jest niesamowicie szybka i widowiskowa, Argentyna stanowi wielkie wyzwanie dla sprzętu itd. itp. Brakuje tylko większej ilości rajdów asfaltowych - jest tylko Francja i Niemcy. No i Monte Carlo jak akurat nie pada śnieg (czyli rzadko). Czyli na upartego trzy asfaltowe rundy kontra dziewięć szutrowych i jedna po śniegu (Szwecja). Dlatego dołączenie do WRC Rally Beijing-Huairou jest podwójnie potrzebne: jako rajdu w Azji i jako rajdu asfaltowego, bo właśnie taką nawierzchnię (z odcinkami po betonie) ma owa impreza.

Inna sprawa: od kiedy Rajdowe Mistrzostwa Świata mają być tanie? No i jak już muszą, to dlaczego ograniczać koszta tam, gdzie ma to najmniejszy sens, czyli na samych rajdach? W końcu im mniej rajdów tym mniej okazji do zaprezentowania swojej marki w sporcie. Jak już chcemy oszczędzać, to chyba rozsądniejsze by było zmniejszenie przepaści, jaka dzieli auta WRC od samochodów seryjnych? No ale ta przepaść też powstała z... oszczędności. Pozornej. O której już kiedyś pisałem (tu i tu).

Jeśli chodzi o Citroena, to wygląda na to, że najlepiej dla nich by było zbudować auto rajdowe, które nigdzie nie będzie startować i puścić filmik z nim do internetu. Oczywiście z odpowiednim marketingowym bełkotem, o tym jak to by wygrywali gdyby tylko mieli gdzie startować. Powstały by wtedy Bezrajdowe Mistrzostwa Świata (World Rallyless Championship). Zwycięzca wyłaniany byłby na podstawie ilości bzdur w komunikatach prasowych (komunikaty prasowe w motosporcie to też będzie dobry temat na wpis).

Inna sprawa, że Citroen za bardzo nie ma gdzie uciec. Sami wiedzą, że WTCC jest zupełnie niepopularne wśród kibiców. Dlaczego jest niepopularne? Ano przez... totalną dominację zespołu Citroena! Mimo, ze uwielbiam wyścigi samochodów turystycznych, nie dam rady tego oglądać - w rajdach, nawet jak dominuje VW, to sama jazda i tak jest bardzo widowiskowa. W wyścigach mamy nudną procesję trzech Citroenów po zazwyczaj równym jak stół torze (niewiele pomogła nawet runda na Nordschleife). To może zwiększą zaangażowanie w elektryczną Formułę E? Szczegół tylko, że to ogląda jeszcze mniej osób, niż WTCC. Więc też wychodzi bez sensu.


Z resztą, problem ograniczania kosztów w sporcie przez ograniczanie kilometrów przejeżdżanych przez samochody nie jest nowy, ani nie dotyczy tylko WRC. Żeby daleko nie szukać, spójrzmy na nasze lokalne RSMP (Rajdowe Samochodowe Mistrzostwa Polski). Przed sezonem 2015 składały się one z siedmiu rund. Wrzask był wśród zawodników, że jest za drogo. No to ograniczono długość rajdów. Super, zawodnicy zadowoleni. Ale potem, na skutek ogólnego bałaganu w PZM, dodano ósmą rundę. Czyli wyszło na zero, a nawet drożej, bo np. zakwaterowanie zespołu na dodatkowym rajdzie kosztuje więcej, niż przejechanie dodatkowych kilometrów na tych samych zawodach. No i znowu wrzask, jak tu utrzymać kupione za potworną kasę auta R5? No i jak już sprawa trochę ucichła, i nasi mistrzowie kierownicy w topowych Fiestach R5 ruszyli na trasy, to dostają potworny łomot od Bryana Bouffiera w aucie klasy Proto. Które wg. różnych źródeł kosztuje mniej więcej połowę tego, co R5, bo jest to po prostu Lancer R4/N4 wepchany w nadwozie Fiesty (do tego całość poskładana w Polsce). No i co? Jest sens oszczędzać na rajdach, czy na sprzęcie? Odpowiedź wydaje się jasna, ale jak widać nie dla wszystkich.


Z resztą, zarówno Citroen, jak i nasze lokalne zespoły mogą w końcu nie startować we wszystkich rundach danych mistrzostw, jeśli faktycznie jest za drogo. W końcu kiedyś tak robiło wiele ekip zarówno w RSMP jak i WRC. A obecnie ta tendencja jest jeszcze w ERC (gdzie liczy się, jak dobrze pamiętam 8 najlepszych startów). Nie wiem jednak czemu, tak proste rozwiązanie nie przyszło jeszcze do głowy ludziom z Citroena i zespołom w podobnej sytuacji. No ale dzięki temu mam temat na wpis - też dobrze.

Swoją drogą, może się wzorować na najlepszych? Może napisać pismo do PZM, że np ja i wiele innych kierowców amatorów z Podlasia nie mamy budżetu ani czasu, by jeździć na KJSy w całej Polsce. I dlatego należy je zlikwidować, a zostawić tylko te w naszym województwie? Boję się tylko, że znając biurokrację w PZM i jego pochodnych organizacjach, to by mogło przejść...

2 komentarze:

  1. Kiedyś niejaki Kononowicz mówił, że nic nie będzie.I tutaj też powoli zmierza do tego stanu(jeśli chodzi o cytrynę).Jak ktoś za bardzo kombinuje i wybrzydza to zostaje z niczym.A tak w ogóle to nic tam nie jest przymusowe,nie chcą to niech nie startują i po kłopocie.Konkurencja się ucieszy.

    OdpowiedzUsuń
  2. A już mam dość tych pierdzielonych zespołów narzekających na wszystko i straszących odejściem - red bull ciągle chce odejść z F1 od czasu kiedy przestali być najlepsi, teraz to samo Citroen. W takim razie dziękujemy Citroenowi za wspaniałe konstrukcje ubiegłego dziesięciolecia i czekamy, aż zbierze fundusze na pełny cykl rajdów. Mamy teraz 4 producentów, niedługo dojdzie Toyota (hm...) więc Citroenie, czy tam inny DS-ie, droga wolna!

    OdpowiedzUsuń

Facebook

AUTOBEZSENSOWY MAIL



Archiwum