środa, 3 czerwca 2015

Motohistoria: Rajd Chin 1999

Chiny są obecnie krajem, który bardzo przyciąga sport motorowy. Ogromna ilość potencjalnych widzów, podatnych na reklamy zachodnich koncernów i pragnących zobaczyć sport, który w Europie zdążył się już znudzić. Formuła 1, WTCC, WEC są obecne na tamtejszych torach. Tak samo rozwijają się tam zawody w driftingu. Z największych serii, tylko WRC jak na razie dopiero planuje zorganizowanie zawodów w tym kraju. Niewiele osób pamięta jednak, że jeśli Rajdowe Mistrzostwa Świata pojawią się w Chinach, to nie będzie to ich debiut w Państwie Środka, lecz powrót po długiej nieobecności.

Rajd Chin po raz pierwszy został zorganizowany w roku 1997 i zastąpił Rajd Hong Kong - Pekin. Ten ostatni był niesamowicie trudny i wymagający. Zbyt wymagający, by mógł się starać o włączenie do WRC. Aby go ukończyć potrzeba było przejechać około 3800 km. Zapewnienie bezpieczeństwa i logistyka byłaby zbyt trudna dla najlepszej serii rajdowej na świecie Ja tylko przypominam, że np. w 1985 rajd Safari miał 5167 km i nie przeszkadzało mu to być rundą Mistrzostw Świata. No cóż, inne czasy... Wracamy do głównego tematu

Nowo powstały Rajd Chin przez pierwsze dwa lata stanowił rundę Rajdowych Mistrzostw Azji i Pacyfiku. Mimo to, wzbudził zainteresowanie wśród kierowców WRC. Pierwszym zwycięzcą został startujący Subaru Imprezą WRC, Colin McRae. Colin powtórzył swój wyczyn także rok później, również za kierownicą Imprezy.

Rajd był organizowany w prowincji Guangdong. Miał nawierzchnię wyłącznie szutrową. Odcinki były dość ciasne i techniczne, zlokalizowano je w górzystym terenie.

W 1999 roku organizatorzy osiągnęli swój cel i Rajd Chin trafił do kalendarza WRC. Wszystko miało być pięknie. Jednak problemy zaczęły się już na samym początku. Po części ich przyczyny były niezależne od organizatorów. O ile poprzednie dwie edycje rozgrywane były przy słonecznej pogodzie, to na edycję 1999 aura okazała się mniej łaskawa. Temperatura była niewysoka, do tego pojawiły się opady i mgła - skutek uboczny tajfunu, który nawiedził, położony niedaleko bazy rajdu, Hong Kong. To z kolei sprawiło, ze odcinki stały się bardzo śliskie, a w wielu miejscach prawie nieprzejezdne, nawet dla aut WRC. O niższych klasach i autach przednionapędowych nie wspominając. Do tego uniemożliwiło to start śmigłowców medycznych i komunikacyjnych, co znacząco obniżyło bezpieczeństwo. Zdecydowano więc o odwołaniu ceremonii startowej i dwóch najdłuższych odcinków pierwszego dnia. Wielu kierowców od początku nie było zadowolonych z rajdu. Najbardziej narzekał Carlos Sainz, który stwierdził, ze Chiny to dobry kraj, by przyjechać do niego na wakacje, a nie na rajd. A także, że nie widzi miejsca dla tej imprezy w WRC.

Głosem rozsądku okazał się Shekhar Mehta, przewodniczący Komisji Rajdowej FIA, który przypomniał, że w Rajdzie Monte Carlo, gdy pada śnieg, to też helikoptery nie startują i nikt nie robi z tego powodu problemów.


Tak czy inaczej, Rajd Chin w końcu wystartował. Za faworyta do zwycięstwa był uznawany Colin McRae, jadący w tym roku Fordem Focusem. Niestety, około 2km od startu pierwszego etapu, słynny Szkot najechał na kamień i kompletnie zniszczył zawieszenie w swoim aucie. Jakby tego było mało, gdy zaparkowanego Focusa mijał kolega Colina z zespołu Forda, Thomas Rådström, najechał on na ten sam kamień i również zniszczył zawieszenie. Tym samym zespół spod znaku błękitnego owalu mógł już zacząć pakować się do długiej podróży powrotnej do Europy. Do tego oba Fordy były trudne do ominięcia - Freddy Loix stracił na to prawie pół minuty. Colin McRae stwierdził, że wiedział o tym kamieniu i miał go w notatkach, jednak nie wydawał się on tak niebezpieczny. Tym bardziej, że widział na nim ślady opon poprzednich załóg. Wygląda więc na to, ze zawieszenie Focusa nie było wtedy jeszcze wystarczająco wytrzymałe na tle konkurencji.


Pierwszym liderem został Tommi Mäkkinen. Za nim jechał Richard Burns i Didier Auriol. Sainz, mimo narzekania, jechał na dobrym, czwartym miejscu. Tommi jednak uderzył w drzewo i uszkodził swojego Lancera. Dojechał do serwisu, a mechanicy naprawili jego auto (m. in. taśmą klejącą w barwach sponsorów - nie żartuję!). jednak spóźnił się na PKC na wyjeździe z serwisu o sekundę. Za to otrzymał 10 sekund kary, co w połączeniu ze stratami poprzednim odcinku (oprócz uderzenia w drzewo, Fin zaliczył także obrót i zgasił silnik), zepchnęło go na trzecie miejsce. Liderem po pierwszym dniu został więc Burns.


Ogólnie kierowcy nadal narzekali - trasa była trudna, wyboista i śliska. Pojawiały się też potężne koleiny. Drugiego dnia pogoda początkowo się nie poprawiała, więc warunki pozostały bez zmian. Ponieważ strefa serwisowa zlokalizowana była na polu, jej nawierzchnia szybko zamieniła się w błoto. Organizatorzy poradzili sobie jednak z tym w typowo chiński sposób. Mieszkańcy okolicznych wiosek zostali zatrudnieni do szybkiego wyłożenia parku serwisowego cegłami. W zamian, po rajdzie pozwolono im zatrzymać cegły.


Poprawiło się za to tempo Auriola, który zaczął mocno atakować Burnsa. Pod koniec dnia, Francuzowi udało się zająć pozycję lidera rajdu. Próbujący odrabiać straty Mäkkinen, wyleciał z trasy i znów stracił czas, co zepchnęło go na piąte miejsce. Do tego znów zaczął padać deszcz i warunki zaczęły się pogarszać. Na śliskiej nawierzchni Tommi popełnił kolejny błąd - nie wyhamował przed zakrętem, pojechał za szeroko i uderzył w kamień odpadając z rywalizacji. Ponieważ jego kolega z zespołu, Freddy Loix, dachował jeszcze pierwszego dnia, Mitsubishi nie wywiozło z Chin ani jednego punktu. Na trzecie miejsce na koniec dnia awansował zaś, nie przestający narzekać, Carlos Sainz.

Trzeciego dnia, Auriol powiększał swoją przewagę nad Burnsem. Kierowca Toyoty założył opony typowo na błoto, podczas gdy Burns próbował szczęścia z oponami szutrowymi. Taktyka Francuza okazała się lepsza i nie oddał on prowadzenia aż do mety. Subaru dojechało drugie. Mimo, że na ostatnich dwóch odcinkach deszcz przestał padać i nawierzchnia zaczęła wysychać, nie dało to żadnej przewagi Burnsowi - do tego czasu zdążył on bowiem zmienić opony na te przeznaczone na błoto. Trzecie miejsce utrzymał Sainz. Ciągłe narzekanie Hiszpana (nawet po ukończeniu rajdu) kontrował sam Auriol, który w wywiadzie po zwycięstwie stwierdził, że nie rozumie niezadowolenia kierowców z trasy rajdu. Dodał, że w końcu są to Mistrzostwa Świata i trzeba umieć jechać szybko w każdych warunkach. Pogoda przynajmniej na koniec okazała się łaskawa i na ceremonii wręczenia pucharów pod Wielkim Murem Chińskim, deszcz już nie padał. Mimo kłopotów, rajd udało się doprowadzić do końca.


Wśród aut przednionapędowych zwyciężył Alister McRae (brat Colina), jadący Hyundaiem. Zajął on też 10-te miejsce w klasyfikacji generalnej.


Skrót rajdu można obejrzeć tutaj:


Znamienne jest to, jak w tej relacji pokazane są Chiny. W materiale nie ma ani słowa o rozwijającym się chińskim przemyśle. Pokazane są małe wioski z tradycyjnym rolnictwem. Ten rajd odbył się 16 lat temu - wtedy mało komu przychodziło do głowy, że Państwo Środka stanie się ekonomiczną potęgą. 

Może właśnie dlatego Rajd Chin w następnych latach wrócił do Mistrzostw Azji i Pacyfiku i nie był już rundą WRC. A szkoda. Był to przyszłościowy projekt, który mógł dać WRC wielu fanów i ugruntować pozycję tej serii w państwie o ogromnych możliwościach finansowych. Jednak FIA ugięła się pod naciskiem zespołów i kierowców, dla których rajd był trudny i kosztowny (przede wszystkim pod względem logistyki. 

Obecnie zaś mówi się o powrocie tej imprezy do Mistrzostw Świata. Czas pokaże czy to się uda i jaki będzie ewentualny efekt tego powrotu.

4 komentarze:

  1. Mnie się wydaje, że to wczoraj było, a tymczasem to już prawie 20 lat... Burns i McRae już nie żyją...

    Poza tym ciekawa sprawa z tym stopniem trudności. W październiku, na Żubrach, miałem okazję rozmawiać z Sobiesławem Zasadą (mam rozmowę nagraną, ale nie mogę się doprosić o autoryzację, więc nie wiem, kiedy ją opublikuję...). Powiedział mi, że w 199r. na Safari był "tylko" drugi, bo trasa była zdecydowanie zbyt krótka i łatwa, nie tak jak prawdziwe Safari za jego czasów... A mnie najbardziej fascynuje trasa Liege-Sofia-Liege, bo tam jechało się bez przerwy przez cztery doby... Wtedy żaden oszołom nie mówił, że jazda samochodem to nie sport...

    OdpowiedzUsuń
  2. Oj pamiętam relacje! Był to chyba też ostatni rok Toyoty w WRC, której się ubzdurało, że będzie bardziej prestiżowo jak przejdą do F1. Jak ta historia się skończyła wiadomo...

    OdpowiedzUsuń
  3. Colin w swojej biografi trochę kontruje to co napisane powyżej. Uznawał, że po przejściu do Focusa, mógł sobie pozwolić na dużo więcej. Pisał, że uderzyli w kamień, Focus pojechał a był pewny, że jakby jechał Subaru w tym miejscu już by został.

    Co do samego kamienia na rajdzie Chin, na którym skończył się rajd, Colin twierdzi, że wpadł w koleiny i nie mógł nic zrobić. Inne załogi jakoś się przedostawały. Rozstaw kół prawdopodobnie powodował, że samochody szły jak po sznurku w koleinach prosto na kamień.

    Jak napisał dalej Colin - w kolejnym rajdzie, zmieniono "poprzecznicę" i było dużo lepiej.

    OdpowiedzUsuń
  4. hurgot sztancy5 czerwca 2015 09:26

    ten Rajd wraz z Rajdem Finlandii były chyba początkiem końca Tommiego - co prawda wygrał mistrzostwa w tamtym roku, ale kolejne lata były już dużo chudsze - zdarzały się wygrane rajdy, ale już nigdy nie wrócił do swojej najwyższej formy...

    OdpowiedzUsuń

Facebook

AUTOBEZSENSOWY MAIL



Archiwum