środa, 15 kwietnia 2015

Motohistoria: Zbiór dziwnych fur część 4

Witam po dłuższej przerwie. Dziś czas na kolejną część serii "Zbiór dziwnych fur" - zaczynamy!

1. Ford Comuta

Rok 1967 w Fordzie był bardzo ciekawy - przeprowadzano właśnie pierwszą modernizacje Mustanga. Zaś na torach Formuły 1 zadebiutował słynny silnik Ford-Cosworth DFV, którym zdobyto łącznie 12 tytułów dla kierowcy i 10 tytułów konstruktorskich. Silnik ten był w użyciu przez rozmaite zespoły aż do 1985 roku.

W cieniu tych projektów pozostał Ford Comuta. Został on stworzony przez brytyjski oddział Forda i miał być odpowiedzią na pytanie, którego nikt wtedy nie zadawał. Czyli jak walczyć z wyimaginowanym tworem, zwanym globalnym ociepleniem. Właściwie to nie - chciano po prostu poeksperymentować z praktycznym autkiem do miasta, które nie emituje żadnych zanieczyszczeń.


Samochód był wyposażony w cztery dwunastowoltowe akumulatory kwasowo-ołowiowe. Pozwalało mu to osiągnać maksymalną prędkość 60 km/h. Zasięg wynosił zaś 60 kilometrów, ale przy założeniu jazdy ze stałą prędkością 40 km/h.


Wszystko to, a także miejsce dla czterech osób (w założeniu dwoje dorosłych + dwoje dzieci), upchano w nadwozie o długości mniej więcej pół Forda Cortiny mk2.


Comuta nigdy nie weszla do produkcji. Po prostu wtedy nikt takiego auta nie potrzebował i stwierdzono, że nie osiągnie ono żadnego sukcesu na rynku. W końcu nie było w tamtych czasach armii urzędników, którzy by je wypromowali przepisami w imię ideologii.

Ale mimo wszystko był to ciekawy koncept i bardzo wyprzedzał swoje czasy. Jak widać, aż za bardzo.

Ponizej wrzucam ciekawy filmik pokazujący Forda Comuta w ruchu. A także inne elektryczne autko, Carter Coaster, wyposażone w silniki umieszczne w kołach. Oraz zawierający informację, że nad elektrycznym autem pracowało BMC. Osobą odpowiedzialną za taki pojazd miał być Alec Issigonis.


Ciekawe jest, że od kilkudziesięciu lat, w rozmaitych reportażach wszyscy zachwycają się autami elektrycznymi, a potem i tak je trzeba promować przepisami, żeby ktokolwiek chciał je kupić. A i to najczęściej nie wystarcza. A ja bym nawet chciał, zamiast walczyć z hałasującym draństwem wyposażonym w milion ruchomych części, po prostu mieć cichy napęd, w którym moment obrotowy dostępny jest od razu i nie ma za bardzo co się w nim popsuć. Niestety od kilkudziesięciu lat nikt nie może mi dać tego bez konieczności wożenia dwóch ton nieekologicznych akumulatorów, które wymagają ładowania tak często i na tyle długo, że podróże po kraju trzeba liczyć w dniach.

2. BMW E34 M5 cabrio

Teraz coś od ludzi odpowiedzialnych za dziwnego stwora, z którego od dwóch lat próbuję zrobić auto do sportu. Zamiast jednak opisywać swój pomysł zrobienia rajdówki z E36 (to może kiedyś), opiszę pomysł inżynierów BMW, żeby uciąć dach w E34. Czyli auta które kojarzy się jeszcze wielu osobom z gangsterami. Choć obecnie już tylko tymi biedniejszymi. Niedługo ceny tego samochodu prawdopodobnie wzrosną, jak już jest przewidywane na blogu Szrociaki - swoją drogą, ostatnio wszyscy o tych niedocenianych youngtimerach. Może i ja coś powinienem o tym napisać?

W każdym razie od dawna poszukiwanym klasykiem jest wersja M5. A nie wszyscy wiedzą, że miała ona powstać także w wariancie cabrio.


Zbudowano tylko jeden prototyp. Był dwudrzwiowy i mieścił cztery osoby. Miał też miękki, składany dach. Uzyskanie odpowiedniej sztywności nadwozia było dość problematyczne, jednak jakoś sobie z tym poradzono. Choć nie udało mi się niestety znaleźć danych mówiących, jaka była masa auta.


Pozd względem silnika i napędu, było to po prostu M5. 

Samochód miał konkurować z Mercedesem A124 (czyli W124 cabrio). Zarezerwowano nawet stoisko na salon samochodowy w Genewie, by zaprezentować go publiczności. Niestety, tuż przed premierą zapadła decyzja o rezygnacji z projektu. Znalazłem teorię mówiącą, że powodem wycofania się z pomysłu E34 M5 cabrio było to, że jeśli BMW wprowadzi na rynek takie auto, to klienci zaczął się domagać, żeby powstały wersje otwarte także słabszych wariantów. A te z kolei mogłyby zagrozić sprzedaży E36 cabrio. Jeśli to prawda, to mam kolejny (po wiązce w M44B19 i "współpracy" ECU tego silnika z czujnikiem prędkości w dyferencjale) argument na to, że słowa "rozum" i "BMW" nie mają ze sobą wiele wspólnego.


W każdym razie auto zostało pokazane publiczności dopiero podczas obchodów 25-lecia produkcji modelu M5.

3. Honda EP-X

Znów samochód od producenta, którego auto posiadam (służący mi na co dzień Civic VIII, który od wielu lat idealnie spełnia wszystkie moje motoryzacyjne oczekiwania). Tym razem mamy prototyp Hondy EP-X.


To auto przypomina odpowiedź na pytanie, jak wyglądałby Messerschmitt KR200, gdyby zaprojektowano go nieco później - jest dwuosobowe, a pasażer siedzi za kierowcą.


EP-X zostało zaprezentowane na salonie samochodowym we Frankfurcie w 1991 roku. Tego samego roku, na salonie w Tokio, został zaprezentowany też koncept małego autka Toyoty. Obaj japońscy producenci podeszli do tematu ekologicznego samochodu nieco inaczej.

Honda miała dość nietypowe nadwozie, zaprojektowane z myślą o jak najmniejszym oporze aerodynamicznym. Dzięki zastosowaniu aluminium, ważyło ono 620 kg. Niby lekkie, ale opisywana w linku powyżej Toyota AXV-IV była jednak lżejsza. Choć prototyp Hondy, przez użycie mniej egzotycznych materiałów, był jednak bliższy czemuś, co faktycznie mogłoby wyjechać na ulice.


Wymiary auta: długość 3700 mm, szerokość 1500 mm, wysokość 1400 mm. Rozstaw osi: 2350 mm.

W odróżnieniu od dwusuwowego pomysłu Toyoty, Honda EP-X była napędzana trzycylindrowym, czterosuwowym, wolnossącym silnikiem benzynowym, o pojemności jednego litra i mocy maksymalnej 70 KM. 

Auto pozostało tylko prototypem i nie było planów wprowadzenia go do produkcji seryjnej.

4 komentarze:

  1. i taki comuta miał 50 lat temu zasięg porównywalny z dzisiejszymi plug-in hybrydami...

    e34 cabrio był nad wyraz zgrabny - jakoś nie chce mi się wierzyć w krążące po sieci powody skasowania projektu, może po prostu ktoś uznał, że nie będzie rynku na taki pojazd - w końcu A124 sprzedał się raptem w 34 tysiącach egzemplarzy
    był też jeszcze jeden niezły kabriolet BMW, który nie wszedł do produkcji - serii 8 - widziałem na żywo prototyp w Monachium - ludzie gapili się (ja też!) jakby ufo wylądowało...

    a tej hondy to nawet nie chce mi się komentować..

    OdpowiedzUsuń
  2. Jeżeli BMW miało kłopoty z cabrioletem, to ciekawe, czemu nie zrobili chociaż coupe - Mercedesy z takim nadwoziem to był od zawsze megaszlagier, podczas gdy cabriolety z gwiazdą nie miały wielkiego powodzenia (o ile w ogóle były oferowane). Może tu też bali się kanibalizmu...? Swoją drogą, z dzisiejszej perspektywy to niezły ubaw, że BMW wystraszyło się konkurencji wewnętrznej w czasach, jak produkowało cztery modele na krzyż

    OdpowiedzUsuń
  3. W filmiku o Fordzie pada zdanie o marzeniu każdego kierowcy...;-)
    Co do BMW to wszystko byłoby jasne, gdyby się okazało, że tuz przed Genewą do ich zarządu przeszedł ktoś z GM. Oni potrafio!

    OdpowiedzUsuń
  4. No całkiem fajnie się prezentuje to BMW. Może w firmie doszli do wniosku że kabriolet powinien być mały, więc E36 jest wystarczające.

    OdpowiedzUsuń

Facebook

AUTOBEZSENSOWY MAIL



Archiwum