czwartek, 1 stycznia 2015

Motohistoria: Colin McRae - najbardziej znany kierowca kei-cara.

Zaczynamy nowy rok w typowo autobezsensowym stylu: motohistoria o dziwacznym aucie rajdowym. Tym razem: Subaru Vivio. Do tego z Colinem McRae za kierownicą.

Rajd Safari od lat nie jest rundą WRC. A szkoda. Było to doprawdy coś wyjątkowego. Padło jak zwykle przez koszty. Odbywał się on na najbardziej dziurawych, nieuczęszczanych drogach Kenii. Nadal jednak nie były to drogi wyłączone z ruchu i zdarzało się, że jadąc 150 km/h po ekstremalnie dziurawych, szutrowych drogach nagle trzeba było hamować przed jakimś lokalnym rolnikiem w Toyocie (bo czym innym może jeździć ktoś w Afryce). Do tego przez drogę często przebiegały zwierzęta. A spotkanie z bawołem przy dużej prędkości nie jest przyjemne ani dla zwierzęcia, ani dla załogi rajdówki. Z tych powodów, w ostatnich latach przed każdym samochodem startującym w rajdzie leciał helikopter, który ostrzegał przed niebezpieczeństwami. Do tego drogi były tak ekstremalne, że zespoły musiały przygotowywać specjalnie wzmocnione auta tylko na ten rajd. Odcinki były tak dziurawe, że w jednej z edycji Colin McRae jechał niekiedy swoim Focusem obok drogi - było równiej. Do tego zamiast 500 km długości, typowej dla rajdów w czasach WRC, Safari miało 1000 km. Wszystko to generowało duze koszta, więc Safari zniknęło z kalendarza. No bo lepiej gdy jest tanio i byle jak, niż jak drogo i ciekawie. A ciekawie było bardzo. Choćby wtedy, gdy pilot Markko Martina zostawił swoje notatki w serwisie i załoga musiała jechać wedle informacji przekazywanych z jednego z wyżej wspomnianych helikopterów. Safari było zdecydowanie kwintesencją WRC - ekstremalnie szybko w ekstremalnych warunkach, w egzotycznym kraju.

I teraz wyobraźcie sobie pana Noriyuki Koseki, byłego kierowcę rajdowego i założyciela STi (tak tego STi - sportowego oddziału Subaru), który na początku lat 90-tych widzi tak niesamowicie trudny rajd i myśli: "Taaak, wystawimy w Rajdzie Safari kei-cara!".

Kei-carem tym miało być Vivio. Czyli małe autko z rzędowym, czterocylindrowym silnikiem o pojemności 660 ccm. Wiecie skąd się wzięła nazwa Vivio? Właśnie z tej pojemności - gdy zapiszemy cyfry 6-6-0 tak, jak zrobiliby to Rzymianie, to otrzymamy VI-VI-O. No dobra, Rzymianie nie mieli zera w swojej numeracji, ale Japończycy o tym najwyraźniej nie wiedzieli.

Jako baza do zbudowania rajdówki posłużyło Vivio RX-R. W tej wersji mały silniczek był wspomagany kompresorem. Przez japońskie przepisy dla kei-carów, moc wynosiła tylko 64 KM. Była za to przekazywana na wszystkie koła.

Vivio startowało już wtedy w kilku rajdach w Japonii. Zostało też wystawione w Rajdzie Pekin-Paryż, gdzie pokonało na prologu m.in. fabryczne Mitsubishi Pajero. Jechało dobrze przez pierwszy tydzień zawodów, po czym zawieszenie odmówiło współpracy. Naprawy trwały zbyt długo i Vivio zostało zdyskwalifikowane. Mimo to, dojechało do mety (poza klasyfikacją) bez dalszych problemów.

Niestety nie udało mi się znaleźć co dokładnie zmodyfikowano w Vivio przygotowując go do startu w Rajdzie Safari, ale moc maksymalna została zwiększona do 85 KM przy 6000 obr/min. Maksymalny moment zaś wynosił 124 Nm przy 3200 obr./min. Na edycję 1993 gotowe były trzy egzemplarze gotowe do startu w tej arcytrudnej imprezie. Nazwane zostały Super KK (cokolwiek to KK znaczy) i miały je prowadzić następujące załogi: Masashi Ishida (Japonia) pilotowany przez Mohammeda Verjee (Kenia), Patrick Njiru (Kenia) pilotowany przez Ricka Matthewsa (Kenia) oraz młody, dobrze zapowiadający się Szkot, Colin McRae wraz pilotem Derekiem Ringerem (UK).

Rajd zdominowali kierowcy Toyoty - zajęli cztery pierwsze miejsca. Zwyciężył Juha Kankkunen. Zaraz za Celikami ST185 dojechały trzy Daihatsu Charade GTXX. Dojechało tylko jedno Vivio Super KK - Patrick Njiru i Rick Matthews wykorzystali swoją znajomość lokalnych warunków i zajęli 12 miejsce. W pierwszej dziesiątce uplasowało się aż pięciu Kenijskich kierowców, co pokazuje jak specyficzny był to rajd i jak ważne było w nim doświadczenie w radzeniu sobie z kenijskimi drogami. A co z pozostałymi Vivio? Auto, którego kierowcą był Masai Ishida na 45 odcinku specjalnym uległo awarii - przyczyną była uszczelka pod głowicą. Zaś Colin McRae jechał świetnym tempem, ale tylko do szesnastego odcinka specjalnego, gdzie awarii uległo zawieszenie. Po wycofaniu, Colin powiedział, że całe auto można by schować w każdej dziurze, na jaką natrafił  na trasie. 

If in doubt, flat out!
Oczywiście jak to McRae, najpierw próbował jechać dalej mimo uszkodzeń. W końcu jednak musiał poprasić o holowanie do serwisu. Na zdjęciu poniżej widać holowane auto Colina (niebieskie, z numerem 6) oraz jedno z pozostałych, startujących Vivio.

Ogólnie, biorąc pod uwagę stopień trudności rajdu, oraz to, z jakimi autami musiało walczyć małe Subaru, wynik był całkiem przyzwoity. Mimo wszystko jednak zdecydowano się nie kontynuować jego rozwoju. Rajdowym symbolem Subaru miało zostać Legacy, później oczywiście Impreza. Vivio zostało wystawione jeszcze w Rajdzie Wielkiej Brytanii 1993. Za kierownicą zasiadł wtedy Richard Tuthill (ostatnio jego zespól wystawia w rajdach Porsche 911 w klasie R-GT - gosć wyraźnie lubi nietypowe rajdówki). Niestety małe Subaru zostało wyeliminowane z z zawodów na dziewiątym odcinku specjalnym przez awarię silnika.

Wydawało się, że na tym zakończy się historia Vivio w Rajdowych Mistrzostwach Świata. A jednak nie. W 1999 roku, w Rajdzie Monte Carlo zostały wystawione dwa Vivio w grupie N1. Kierowcami byli Jean Vinatier (Francja) i Jürgen Barth (Niemcy). Do mety dojechał tylko Barth (pilotowany przez Francuza, Claude'a Perramount) - osiagnął metę na 28 pozycji w klasyfikacji generalnej. W aucie Vinatiera awarii uległo zawieszenie. Co ciekawe, w tym samym rajdzie Colin McRae po raz pierwszy wystartował za kierownicą Forda Focusa. To był jego pierwszy sezon po rozstaniu z Subaru. Szkot został zdyskwalifikowany za niehomologowaną pompę wody. Ciekawe, czy po rajdzie nie pomyślał czegoś w stylu: "Ech, a mogłem jechać Vivio! Przynajmniej by mnie nie zdyskwalifikowali!". W każdym razie odbił to sobie wygrywając w tym samym roku Rajd Safari. Łącznie Colin wygrał ten rajd trzy razy: w 1997 roku (za kierownicą Subaru Imprezy) oraz w 1999 i 2002 (Fordem Focusem). Był on ostatnim zwycięzcą Safari, zanim rajd ten zniknął z kalendarza WRC.

Dziś Subaru Vivio nie jest już produkowane. Zostało zastąpione modelem Pleo. W WRC nie ma zaś Rajdu Safari, ani fabrycznego zespołu Subaru. Colin McRae zaś zginął w 2007 w wypadku helikoptera. O jego starcie za kierownicą kei-cara pamiętają nieliczni. Dlatego uważam, że warto opowiedzieć tą historię, by ją nieco przypomnieć. Przynajmniej tym, którzy zaglądają na tego bloga.

4 komentarze:

  1. Na początek to gratuluję kolejnego ciekawego wpisu o tematyce rajdowej. Co do ankiet to ja już oddałem swój głos. Natomiast odnośnie mistrzostw świata w rajdach to w ostatnich latach brakuje mi takiej różnorodności jak bywała kiedyś, kiedy to organizowano rajdy Safari, Maroka i Wybrzeża Kości Słoniowej w Afryce czy rajdy w USA, Kanadzie, Brazylii, Indonezji, Chinach i Japonii. Gdyby dodać do tego jeszcze jakiś lodowy rajd na Grenlandii czy Antarktydzie i maraton w rodzaju Pekin-Paryż (może jeszcze po drogach Rosji) to taki kalendarz rajdowy byłby prawdziwym sprawdzianem dla kierowców i sprzętu. Przed drugą wojną światową nawet w Polsce organizowano rajdy mające po kilka tysięcy kilometrów, które były prawdziwymi maratonami, a dzisiejsze rajdy w mistrzostwach świata to bardziej takie sprinty, gdzie walczy się na stosunkowo krótkiej trasie o ułamki sekund. Niestety obecnie rajdy jak i formuła 1 idą w kierunku, który niezbyt mi się podoba. Takie sztuczne udziwnianie wszystkiego na siłę. Kiedyś zawody sportowe były poligonem, na którym testowano nowe technologie w warunkach bojowych, a dziś ogranicza się pomysły inżynierów w imię tzw. ekologii i innych dziwnych haseł.

    OdpowiedzUsuń
  2. Głos oddałem jako jeden z pierwszych i od tego czasu dumnie obserwuje jak wszystkie trzy propozycje na które głosowałem wysuwają się na prowadzenie. No teraz Shamrock został trochę zagrożony przez BXa.
    Co do samego wpisu to jescze raz powtórze. Nie znam się na rajdach, nie interesuje się ale jak ty piszesz to aż miło poświęcić czas i się doedukować.

    OdpowiedzUsuń
  3. hurgot sztancy4 stycznia 2015 20:41

    uwaga suchar: czyli stworzyli coś idealnego na polskie drogi!

    btw: ankieta jest dość niewyraźna, nie rzuca się w oczy - w pierwszej chwili myślałem, że to linki do artykułów - może to jest powód małej popularności?

    OdpowiedzUsuń
  4. Nie znałem tego epizodu z kariery Colina.

    OdpowiedzUsuń

Facebook

AUTOBEZSENSOWY MAIL



Archiwum