wtorek, 7 stycznia 2014

Wyprawy do Krainy Ortalionu

Będzie, długo, nudno i mało obrazków. Zostaliście ostrzeżeni!

Jakiś czas temu stwierdziłem, że trzeba zająć się ściganiem trochę bardziej ambitnie, niż tylko śmiganie Hondą na jakichś zlotach klubowych itp. Tym bardziej, że tych zlotów jakoś dużo nie było. No to trzeba zobaczyć jakie są dostępne opcje. Niestety, na Podlasiu tylko KJSy. No więc poszedłem sobie na jedne zawody w charakterze publiczności. I szczęka mi opadła. Wydawałoby się, że na takie ganianie wokół Białegostoku każdy przyjeżdża tym co ma pod ręką i wystarczy kupić dobre opony do Civika i jazda. Bzdura. Szutry, dziury i ogólnie istne piekło dla auta. Już pomijam gości w Evo, STi i tym podobnych. Wniosek: trzeba szukać jakiegoś taniego pudła, żeby nie było szkoda rozwalić, a trochę się pouczyć i mieć frajdę. Z czołówką na początku i tak się nie wygra (ani budżetu, ani doświadczenia), więc trzeba skupić się na frajdzie. Trzeba napędu na tył. I po tym przydługim wstępie przechodzę do sedna: szukania BMW z niewielkim budżetem - około 7 tysięcy PLN na auto.

Akt pierwszy dramatu - E30 320i
Najpierw ambitnie stwierdziłem, że będę szukał E30 318is - lekki, mocny silnik (1.8 136KM) w lekkim nadwoziu. Na allegro było całe trzy sztuki. I to daleko ode mnie. A nie będę pół kraju jechał, żeby się dowiedzieć, że to po czym niby Niemiec płakał jest kupą rdzy i szpachli. Z resztą, może i płakał, niektórzy lubią rdzę. Ale ja wolałbym coś trzymającego się w jednym kawałku. Więc dopuściłem możliwość jeżdżenia E30 320i. Moc podobna, silnik R6 wprawdzie cięższy, ale za to ładniej brzmi. Klikam w allegro i widzę jedno w cenie 4000zł. Na zdjęciach ładne, dzwonie, słyszę zapewnienia o zdrowym, nieskorodowanym podwoziu itp. itd. No to biorę ze sobą dwóch zniechęcaczy (kolegów do wspólnego oglądania aut) i umawiam się na spotkanie na jednym parkingu. Zimowego poranka parkuję swoją Hondę na parkingu, a BMW nie widać. Czekamy. Po chwili podjeżdża Passat B5 kombi w TDi. No nieźle się zaczyna. Okazuje się, że w Passacie jest właściciel BMW, a auto "stoi kawałek, nie więcej jak 500m, dalej" i aby je zobaczyć mamy podążać za białym królik... tego... zielonym Passtuchem TDi. No to podążamy. Przejeżdżamy obok cieszącego się bardzo dobrą opinią osiedla socjalnego (ignoruję sugestie kolegi "szybciej, bo nam koła poodkręcają w ruchu") i jedziemy w las. Jedziemy tym lasem nie wiadomo ile razy przejeżdżając wspomniane 500m (ignoruję pytanie kolegi "jesteśmy już na Białorusi?") i dojeżdżamy do domku. Kierowca VW wysiada prezentując szeleszczący ortalion i informuje nas, że "no to, ten, BMW jest garażowane, proszę za mną" Właściciel otwiera szopę (tzn. garaż) i oczom naszym ukazuje się srebrna strzała E30. Z kupą śniegu na dachu. Rzut oka na zadaszenie garażu nie pozostawia wątpliwości, skąd się ten śnieg wziął. No ale, "garażowany". Właściciel zwalnia hamulec postojowy kopniakiem. Za hamulec postojowy służą dwa drewniane klocki pod kołami. Oczom naszym ukazuje się pięknie wyhodowana korozja na błotnikach, dachu, progach  i innych mniej lub bardziej oczywistych miejscach. Silnik pracuje radośnie smarując się olejem z zewnątrz (dopuszczam możliwość, że od wewnątrz też). Oczywiście chroniący swój drogocenny samochód właściciel pozwala co najwyżej na przejażdżkę na siedzeniu pasażera. Wsiadam więc. Zniechęcacze stwierdzili, że wolą nie ryzykować jazdy w czymś takim. Podczas tej jazdy próbnej dowiaduję się, że hamulce z tyłu nie działają. Mimo to, dotarliśmy z powrotem. Podziękowaliśmy i pojechaliśmy. Po około dwóch godzinach otrzymałem SMSa od właściciela, żebym się szybko zdecydował, bo on wyjeżdża za granicę, a taka okazja się nie powtórzy. Cena 3500zł. Podziękowałem, mając szczerą nadzieję, że się nie powtórzy. Dostałem jeszcze SMSa, z którego wprost wylewało się zdziwienie.

Akt drugi - E36 318is x 2
Skoro E30 jest jak na lekarstwo, to może E36? Ciężkie, ale w sumie i tak ciśnienia na wynik nie mam na początku, tylko na frajdę. Z zimy zrobiło się lato, wybrałem sobie dwie sztuki, namówiłem zniechęcacza i w drogę. Pierwsze, czarne coupe, było bardzo ładne z zewnątrz. Właściciel nie był w dresie, co już dawało nadzieję. Wyszedł do nas za to w różowych, futrzanych kapciach, co ją nieco odbierało. Dobra, z zewnątrz ładne, w środku ładne, przejażdżka za kierownicą jak najbardziej. Wsiadam, odpalam i... klekocze jak diesel. Oczywiście dowiaduję się, ze to norma, że każdy 318is tak ma, a usunięcie tego to taniocha. ABS też nie działa. Tak podobno też ma każde E36. I też usunięcie nie kosztuje dużo. No to próbuję zbić cenę ze względu na powyższe, ale właściciel jest nieustępliwy. 7500 i ani grosza mniej. Skoro to takie tanie naprawy, to czemu nie usunął ich sam, albo nie opuści odrobinę ceny o tą taniochę? Cisza. Dałem sobie z tym spokój i raczej słusznie. Pół roku później był wystawiony za około 4 tyś. Właściciel nadal ten sam. Awarie nadal te same. Inna sprawa, ze mega obniżone zawieszenie tez nie nastrajało optymistycznie do jazdy w KJSach.
No to jedziemy po drugie. Białe coupe na zielonych felgach tez za 7500. Przyjeżdża gość z dziewczyną. Pan jest właścicielem? Nie, on tym tylko jeździ, właściciel nie może przybyć. Dobra, patrzymy. Lakier chyba pędzlem, albo wałkiem kładziony, rdza po prawej stronie wyłazi. Brak niektórych elementów wnętrza po tej samej stronie. Bite w bok jak nic. A zobaczmy jeszcze silnik skoro jesteśmy. Po pól godziny walki z maską kierowca BMW dzwoni, żeby jednak przyjechał właściciel. Przyjechał. Czarnym, złomowatym Golfem "dwójką". Koneser dresowozów jak się patrzy. I znawca - maskę otworzył w minute ("O tu za to trzeba szarpnąć, bo tamte ułamane"). Krótka przejażdżka w oparach LPG i ze zgrzytającą skrzynią rozwiewa resztki wątpliwości. Świecące się "check engine" też nie zachęca. Cena obniżona do 4500zł nie wydaje się atrakcyjna.

Akt trzeci - E36 320i
Sedan, czerwony. 2.0 R6. Zniechęcacz do auta i jedziemy. Blokowisko, z szelestem wyłazi właściciel. Buda w znośnym stanie poza przednim błotnikiem. W cenie nowy do polakierowania. Jazda próbna jako pasażer tylko. Wygląda na to, że poza ABSem wszystko działa. Szok normalnie. Auto od Rycerza Ortalionu, które nadaje się do jazdy. Podziękowałem za prezentacje, pomyślałem tydzień i stwierdziłem, że biorę. Umówiłem się drugi raz, przejechałem jako kierowca, stwierdziłem, że faktycznie wszystko działa (poza ABSem). Biorę. Taa, oczywiście cały czas Rycerz Ortalionu zapewniał, ze auto jest zarejestrowane na niego, wszystko super itd. Jak przyszło do podpisania umowy wylazło, że nie jest. Ilość poprzednich umów była spora, co jeszcze byłoby do przejścia, gdyby nie to, że część zgubiono. Pożegnałem się, ja chcę jeździć, a nie się bawić w bieganie po urzędach. Jakiś czas potem było wystawione znowu, czyli chętny się nie znalazł.

Akt czwarty - E30 320i znów
Nie poddawać się. Pojawiło się kolejne E30 320i. No to jazda, wystawione za 6000zł, może nie być źle, przez telefon oczywiście wszystko super. Zajeżdżamy ze zniechęcaczem na blokowisko, auto stoi pod blokiem. Z daleka nie jest źle, z bliska gorzej. Korozja kwitnie. Nadwozie do roboty. Przybywa właściciel, bez dresu, ale co drugie słowo oczywiście polski przecinek na k (tzw. dres mentalny). Sprzedaje, bo mu "się syn, k...a, urodził i, k...a, już se E39 kupiłem k...a, a tym, k...a, miała jeździć żona, ale za ch...a nie chce". Pierwsza moja myśl: "No żesz, tacy się jeszcze mnożą". No ale nic, odpalaj pan. Silnik odpalił, pod maska umyty, więc wycieki ciężko stwierdzić. Popracował minutę i zgasł. "[bluzgi] Panowie, popchnijcie!". Zgłupieliśmy i popchnęliśmy. Oczywiście nie odpalił. Kilkaset bluzgów później ustalono, ze nie ma benzyny. Zostaliśmy zaproszeni do E39, by udać się po paliwo. W drodze powrotnej dołączył do nas znajomy właściciela, podobno mechanik (ten już klasycznie, w ortalionie). Panowie rozmawiali sobie wesoło o tym kto, komu i w której klatce "rozj...ł ryj" i tym podobne tematy. Paliwo wlane, przejażdżka na siedzeniu pasażera, zawieszenie okazuje się dobite. Po przejażdżce po podniesieniu maski widać już było, gdzie cieknie. Całe mycie silnika na nic. Za 5500zł też nie chciałem.

Akt piaty - E36 325i
Tu, muszę przyznać, nie było źle. Buda dość zgnita, ale bez dramatu. Silnik dobry, hamulce dobre. Ogólnie zaniedbany nieco, ale do odratowania. Za 5200 wypadało nieźle. Ale niestety: mega obniżone zawieszenie i świadomość, że w życiu nie miałem auta RWD, a mam tym ganiać po szutrach, wybiła z głowy pomysł na 192-konne auto. Ale przyznam, że trochę było szkoda. Jakbym zamiast KJSów chciał driftować to bym wziął bez zastanawiania.

W międzyczasie wygrałem Hondą jeden puchar. Co tylko jeszcze bardziej zachęciło mnie do spróbowania sił w KJSach.

Akt szósty, ostatni - E36 318i(s)
Sedan 318i po przekładce silnika na ten od isa. W nieco dziwnej konfiguracji: silnik M44 z ECU i dolotem od M42*. Ale nie ciekł. Blacharsko, poza tylnym błotnikiem, zdrowy, zawieszenie w przyzwoitym  stanie. Hamulce wymienione na tarczowe na wszystkich kołach. SPRAWNY ABS! Wyjący alternator i niedziałający ręczny do przeżycia. Tak jak zaniedbane wnętrze. Przejażdżka na siedzeniu kierowcy, potem jeszcze na siedzeniu pasażera. Tydzień później samochód był mój za 5500zł. Do dziś włożyłem w niego ponad drugie tyle. Awarie różne. Od rozwalonych amortyzatorów (no cóż, KJSy), poprzez padające czujniki itp. bzdury, które sumarycznie wychodzą drogo. Czy żałuję? Mimo wszystko nie. To był najlepszy egzemplarz BMW w tej kasie, jaki znalazłem. Na cztery starty do tej pory, nie ukończyłem jednego przez pęknięty przewód hamulcowy. A i to bardziej dlatego, że wolałem nie ryzykować, niż, że się tym jechać nie dało. Do mechanika dojechałem bez lawety. Sukcesy? Na razie większych brak, ale z każdym rajdem nabieram wprawy i wyniki coraz lepsze. Oczywiście roboty i tak jest przy tym aucie mnóstwo, cały czas coś się psuje, ale wiem, ze przy pozostałych byłoby jeszcze więcej. 

W trakcie tych oględzin, sprawdziłem jeszcze kilka aut FWD, ale tez miały swoje problemy. Sypiące się RWD daje chociaż frajdę. Przy sypiącym się FWD by mnie tylko trafiał szlag.

A mimo, że mnie to BMW drażni czasem okrutnie, to go nie sprzedam** - że za dużo kasy włożyłem to jedno. Ale jak sobie pomyślę, że miałbym jeszcze raz tak szukać czegoś nadającego się do ścigania, to już wolę dalej inwestować w to, co mam.
 Powyższe historie nie są w żaden sposób ubarwione

*dopisano nieco później: Ów bałagan w osprzęcie został naprawiony: wszystko zostało wymienione na elementy od M44, czyli tak jak powinno być. Przy okazji powstał artykuł o różnicach między M42 i M44: link

**dopisano jeszcze później: pozbyłem się po ~2,5 roku i nie żałuję!

9 komentarzy:

  1. Ha, dobry wpis. Niestety tak to jest ze starymi BMW, te za 7k, 8k czy nawet 10 i więcej zwykle nie są wcale lepsze od tych szrotów po 4k...

    OdpowiedzUsuń
  2. Chłodna historia. Chociaż nie wiem, o co chodzi w tym ciśnieniu na RWD. Miałem w życiu dwa auta tylnonapędowe: Poloneza Atu po ojcu (to się chyba nie liczy) i fabrycznie nowe BMW 320d E92. A, i jeszcze przez pół roku C-klasę c180. To trzy. BMW miałem 4 lata, po czym obiecałem sobie, że nigdy więcej RWD. Może mi się jeszcze odmieni, ale póki co jestem happy z FWD.

    Nie znam się co prawda kompletnie na motorsporcie (jakoś mnie to nie rajcuje, po co jechać szybko, skoro można kruzować powoli?), ale znajomy kolega-rajdowiec z Ukrainy tłumaczył mi kiedyś, że na rajdach wyłącznie AWD albo FWD, i oni się z tylnonapędowych Ład przesiedli jak tylko mogli na Tawrie i Samary.

    OdpowiedzUsuń
  3. Jak to o co chodzi? O spróbowanie czegoś nowego, o sprawdzenie, czy dam rady opanować takie auto :). Atu raz się przejechałem i ten pojazd może co najwyżej zniechęcić do RWD. Ale w BMW E36, które zawieszeniowo nie tkwi w latach 60-tych napęd na tył daje świetne wrażenia z jazdy. Owszem, jest ten problem, ze na luźnym i śliskim FWD mają lepiej dociążoną oś napędową. Ale i tak jest bardzo przyjemnie, kiedy dodając gazu w zakręcie go zacieśniam, zamiast wylecieć na zewnętrzną, jak w FWD. Z reszta, na ostatnim KJS, z nawierzchnią asfaltowo-szutrowo-błotną z powodzeniem walczyłem np. z Saxo VTS, więc da się z tym tylnym napędem coś zdziałać. A Toyota niedługo do klasy R3 będzie homologować GT86, więc też można będzie zobaczyć jak sobie radzi dobre RWD w walce z FWD.

    A po co powoli kruzować, jak można jechać szybko? ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No, jeden lubi ogórki, drugi ogrodnika córki :)

      Usuń
  4. Bardzo ciekawa historia zakupowa (dopiero teraz znalazłem czas, żeby przeczytać ją w całości). Przypomniało mi się jak znajomy szukał czegoś do 5 klocków z gazem i zabrał mnie w roli eksperta/zniechęcacza oglądać E36 2.0. Ależ to była katastrofa, już po kilku minutach zastanawiałem się jak by tu się wymigać i uciekać i w ogóle.
    Co do rajdowania to nie myślałeś, żeby pozostać w rodzinie i kupić jakieś fajnego Civica albo CRXa (choć ich trochę żal)? Pomimo przedniego napędu dają ogromną radochę z jazdy i są konkurencyjne.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wiem, że daje frajdę, ale CRXów jest bardzo mały wybór. A te, co są, to zajechane nie gorzej od BMW. Oglądałem. Stąd właśnie przedostatni akapit. Przy czym E36 odporniejsze na korozję.
      A w moim pudle właśnie padła lambda. Czas przy okazji uporządkować sterowanie silnikiem i dać ECU oraz przepływkę od M44, jak powinno być. Znowu wydatki :P Ale cóż, nie poddawać się.

      Usuń
  5. łoooooł, pisałam wczoraj komentarz do wpisu i nie dałam opublikuj? cała ja

    Zatem jeszcze raz: takie oglądanie i rozczarowywanie się w sumie wchodzi w rachubę przy kupnie każdego auta, za każde pieniądze. Zawsze się znajdzie ktoś, kto twierdzi że jego egzemplarz jest jedyny w swoim rodzaju, podczas gdy tak naprawdę jest poniżej przeciętnej.

    Miałeś o tyle szczęście, że jak się z kimś umawiałeś, to do oględzin samochodu dochodziło. U nas już dwukrotnie zdarzyło się tak, że umawialiśmy się, na 5 minut przed odjazdem dzwoniliśmy, by potwierdzić spotkanie, po czym na miejscu okazało się, że auto jest od kilku minut sprzedane. Nie wiem co gorsze - fakt, że tacy ludzie chodzą po świecie, czy zmarnowany czas i benzyna.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dlatego ja darowałem sobie oglądanie aut dalej, niż 10km od Białegostoku - szkoda czasu i nerwów.

      Usuń
  6. Przypadkiem kupiłem blacharsko zdrowe BMW e36 coupe z silnikiem 1,8is (który na ostatnim garku nie ma kompresji - dosłownie 0) za połowę tej kwoty, którą założyłeś. Ale przyznaję rację. BMW koniecznie chciał kupić mój brat (3 w karierze). Zakochał się w tym aucie mimo, że z każdym są problemy - jak piszesz. Oglądaliśmy 8 sztuk większość wystawionych do 3k kupują pseudo handlarze i wystawiają za 5k nie robiąc absolutnie nic.

    Przez te poszukiwania właśnie stałem się właścicielem ciemno grafitowego coupe.
    A mój brat zielonego sedana w LPG 1.6 na łańcuchu. W sumie szukając auta zrobiliśmy o zgrozo ponad 800km ale mimo wszystko było warto. Tylko szlag mnie jasny trafia jak oglądam to co z tych aut zostało i konfrontuję to z tym co opowiadał mi ich właściciel.

    Coupe też miało być "piękne" i w sumie brzydkie nie jest, a że silnik pracuje na 3 cylindry właściciel nie wiedział i nie wierzył. Miał auto 2 tygodnie wyjeździł paliwo i sprzedawał.
    Umów jest 7 z moją 8. Sprzedawane było biedactwo co średnio 2-3 tygodnie. A skończył je pierwszy właściciel w kraju. Tak, że w tym stanie ludzie nakręcili nią z 1600km może więcej co jest dla mnie nie do pomyślenia. Jeszcze nie ściągałem głowicy ale z ciekawości zrobię to napewno.

    Już więcej nie przynudzam.
    Kolejny bardzo ciekawy tekst, który świetnie się czyta.

    OdpowiedzUsuń

Facebook

AUTOBEZSENSOWY MAIL



Archiwum